Pon Bóg straśnie rad widzioł ludzi, bo to były jego dzieci, to tys co nolepse to lo nik stworzył, ale kie sie mu ozbuchali i pote zgrzysyli, to sie mu straśnie na nik zamarkociło. Z razu mioł ik zato ze światu wyrtacić het co do jednego, ale po kwili sie uhamowoł i pedzioł som so siebie: - Nik zyjom. Niek sie rozpleniajom jak mogom, a jo se pomalućku rade śnimi dom - naroz nie musem ik wykantrzyć. Stworzym Śmierzć, co se pudzie po świecie - i po jednego bedzie brać i tu mi ik przywodzić, a jo se wtej śnimi pogwarze. Jako pedzioł, tak zrobił. Zarządził nie długo potem przegląd syćkik Janiołów w niebie, taki, jako to nie roz robi wojsko, zwołoł ik syćkik na wielki plac przed swój dom w niebie. Janieli idom, lecom, mali i duzi - zganiajom sie. Syćkie sie zesły jacej jednego chybio, a była to bars piykno ślicno co cud panienka. Nimogła ona na cas przylecieć, bo nie była jesce wyryktowana jak trza i akurat stoła se przed zwierciadłem i cesała sie, co jej niesporo sło, bo miała wiecie - bars długie włosy i mierwiyły sie jej. Słysała boskie wołanie, ale pomyślała se - przecie tako nie pude - niek pockajom. Cas, jaki kazdemu Pon Bóg na oporządek koło siebie wyznacył, dawno juz minął, a jej, to jest tej ślicnej dziewecki, jak nima tak nima. Włosy sie jej tak spistwieły, ze nijakim światem rady im dać nimogła. Pan Bóg ozpocon przegląd Janiołów i Janielic, kozdemu swojom wóle objawił i po świecie do wyznaconyk robót ozesłoł - haj. Na ostatku, kie juz na placu niebyło nikogo przysła ta nopiekniejso Janielica, bo jom juz teroz z osobna Pan Bóg zawołoł. Przysła z oscuchranom głowom, z grzebieniem w gorzci i straśnie zła. Pan Bóg poźroł se poniej i odraz syćko wiedzioł co myśli i co wniej. - Teroześ przysła? - Obezwoł sie do niej Pon Bóg. - Syćkom robote jek ozdoł, ze lo ciebie nimom juz nic. Ale wiem juz, wiem co bedziez robic. - Polecis mi we świat, na ziem i tam bez wydechu bedzies kosić i kosić ludzi - inej roboty nimom, nieskoroś przysła, idź na ziem i koś, a miano twoje Śmierzć! Posła. Ale od tej kwile obleciało śniej to ślicne ciałko, ocy zapadły sie w głowie, a zęby w chudyk zukwak ozkwierucały sie i mało sie rusy idęcy to jej zbyrcom i wylatujom. Długie włosy przedziyrgnyny sie w wielkie białe chuścisko, a duzy grzebień zębaty w kose sie przemienił i jako jej Pa Bóg przykazoł tak robi - góni po calućkim świecie i kosi, kosi ludzi. Syćko jej jedno, cy to wiesna, cy lato, cy pola przykryte śniegiem, cy sie zieleniom - Janioł-śmierzć o nic nie pyto ino majdze kosom i majdze - kosi. Nieroz kciałaby se odpocąć, siednąć ale ka ino zaburzy do dźwierzy wsędej przed niom zapierajom, wsędej strasny płac i zole. Ini znowu klnom jom - przeklinajom, pomstujom, Cos mo robić wtej śmierzć? Owinie sie biołem chuściskiem, zaruci na ramie kose, zakłapie zębiskami i leci dalej i kosi. Roz, kie sie tak nosiła po świecie, straśnie zmordowana jakby sie nobarzej dorobiła w jakie nowiękse zbiórki przy sianie, kciała se końdek dychnąć, odpocąć. - Ale ka odpocąć - pomyślała. Leci dalej i dalej jaz uwidziała straśnie wielki smentorz, a na nim luda moc. Na kozdym grobie ftosi klęcy, w powietrzu cisa, jacej na grobak ludzie płacom na śmierzć narzekajom - zolom sie. Tu płacom drobne dzieci za swojom mamom, bo Tata im sie ozenił i macocha ik bije, poniewiero. Tam płace znowu Matka za swojom dziewcynom co jej pomarła w rokak jako kwiat kie nobarzej ozwity. Na kozdym grobie co inego i za cym inym płacom. Jeden jedyny uwidział grób, co nikogo na nim nie było - nie było zywej duse, ani kwiotka nie było. Nik nie zawodził ani nie septoł paciorka. Nad smentorzem przelecioł wyjęcy zimny wiater, a ludzie co na grobak klęceli trucheli ze strachu. To Śmierzć westchnyna nad opusconym grobem. Tak to ona westchnyna wtej i owinyna sie biołom chustom, przeruciła bez ramie kose i poleciała, pognała dalej i kosi. Kosi co ka i kie i kogo - młodyk, staryk. Małyk i wielkik - syćka jej równi i syćka rowno. Nik nimo dość dudków coby sie od niej wymóg - wykupił. Ona jedna na świecie nieprzekupno. Leci światem i kosi. W jeden dzień w kozdym roku, w dzień zadusny, jest tako jedna kwilka na świecie telo ino jako jedno mgnienie oka ze nik na świecie nie umiyro. To kwila kie nad opusconym grobem Śmierzć płace.
|