Kolędnicy dostawali cukierki, a nie pieniądze.
Współcześnie obchodzone święta Bożego Narodzenia nijak się mają do tych sprzed lat, zwłaszcza obchodzonych na wsiach, gdzie przywiązywano wielką wagę do tradycji. Niektóre zwyczaje towarzyszące temu okresowi są do dziś pielęgnowane w starych rodzinach górali szczawnickich. Warto młodemu pokoleniu przypomnieć, jak to drzewiej bywało.
O tradycji bożonarodzeniowej doskonale wie Stanisława Wiercioch z rodziny bacowskiej, w której do dziś nie ma mowy, by choinkę ubierać na kilka dni przed Wigilią. Jak nakazywała tradycja, w samą Wigilię kobiety zajmowały się od rana przygotowaniem potraw, a gazda z dorosłymi synami szedł do lasu wyciąć dorodną jedlickę, bo ona najmocniej pachniała. Dekoracje były robione ręcznie w domu. Wieszano papierowe łańcuchy, jabłka, orzechy i ciasteczka, oświetlano ją świeczkami. Łakoci nie było pod dostatkiem, więc tak ubrana choinka nie zawsze doczekała do końca świąt w pełnej krasie.
Okres bożonarodzeniowy u pienińskich górali rozpoczynał się w wigilię Św. Łucji, patronki baców, i trwał aż do Trzech Króli. W dzień św. Łucji dzieci hałasowały czym popadło, tłuky garnkami i przykrywkami, by wyprosić u baców możliwość złożenia im życzeń. Kiedy przekroczyły już próg domu, mówiły: przyśli my zycyć zdrowio i radości dla twoi chudobie, łowiec i tobie.
- Gaździny dbały, by na stole było dwanaście dań, a wieczerzę wigilijną rozpoczynano, gdy na niebie ukazała się pierwsza gwiazda - opowiada Stanisława Wiercioch. - Gazda snopeczek słomy stawiał w kącie, a sianko kładł na stole i pod choinką. Na stole pokrytym białym obrusem stawiano talerz ze zbożem, bobem, a na wierchu opłatek. Nie zapominano o zwierzynie w oborze. Resztki jedzenia i kolorowy opłatek odkładano do wiaderka.
Potrawy były tradycyjne, z pola, lasu i obory - kapusta z grochem i pęcokomi (rodzaj kaszy), zupa grzybowa z kluskami, piechota ze śliwkami (fasola), barszcz z uszkami, pierogi z jabłkami, borówkami i na parze, gołąbki z ryżem i grzybami, pomula z gruszek (zalewajka), łazanki z kapustą, ryba złowiona w Dunajcu lub w Grajcarku i kompot z suszonych owoców. Po wigilii kończono ubierać choinkę, śpiewano kolędy i przygotowywano się do pasterki.
Dzieci cieszyły się, kiedy za oknem zobaczyły gwiazdę i kolędników. Za kolędę dostawały ciasto i cukierki. Nie było mowy o dawaniu pieniędzy.
Szczawnica od połowy XIX wieku była już znanym kurortem. Jednak trudno szukać w zapiskach i dokumentach z tego okresu wzmianki o tradycji świąt wśród gości uzdrowiskowych, bo za czasów Józefa Szalaya zimą ich nie było. Sezon trwał od wiosny do jesieni.
Stanisław Zachwieja