Jedna osoba przytruła się czadem. Nie wiadomo, czy sklep jeszcze będzie działał. Akcję gaśniczą utrudniał dym. Strażacy musieli użyć aparatów oddechowych. Ponad 50 policjantów pilnowało, by nie doszło do grabieży.
Cały piątek strażacy walczyli z pożarem hipermarketu Leclerc w Nowym Targu. Spalił się magazyn i antresola oraz częściowo zaplecze. Halę w większości udało się uratować, ale jej część w wyniku akcji gaśniczej została zalana wodą. Według wstępnych szacunków, spłonął majątek wart miliony złotych.
Ogień pojawia się w pomieszczeniach magazynowych ok. godz. 9.30, niedługo po otwarciu sklepu. Prawdopodobną przyczyną jest zaprószenie ognia w trakcie spawania na zapleczu, gdzie trwał remont. Pożar rozprzestrzenia się błyskawicznie.
– Blachy na budynku się tak jakoś rozgięły i nagle poszedł słup ognia na dziesięć metrów do góry – opowiada jeden ze świadków.
Natychmiast rozpoczyna się ewakuacja klientów. Przez megafony pracownicy sklepu nakazują wszystkim opuścić hipermarket.
W środku czerwony kur szaleje coraz bardziej. Ogarnia cały magazyn i antresolę, na której sprzedawane są meble i zabawki dla dzieci.
– To była chwila – mówi jedna z pracownic, wynosząca towar ze sklepu. – Natychmiast zaczęliśmy wypraszać klientów. Na szczęście nie było ich jeszcze zbyt wielu. Nawet nie zdążyłyśmy zabrać swoich torebek – dodaje.
Informacja o płonącym Leclercu dociera również do właścicieli punktów handlowych i usługowych, których jest co najmniej 20 w hipermarkecie.
– Mam na górze zakład fryzjerski na pierwszym piętrze. Myślę, że ogień się tam nie dostał – mówi Wiesław Palider. – Byłem w środku. Jest ciemno i ogromnie szczypiący dym. Próbowaliśmy wynosić towar, ale strażacy już nie wpuszczają. Oby tylko ogień nie doszedł do naszego salonu – niepokoi się.
W akcji gaśniczej bierze udział 220 strażaków, w tym jednostki nie tylko z Nowotarskiego, ale też z sąsiednich powiatów: tatrzańskiego, myślenickiego, limanowskiego i suskiego. Gaszenie pożaru jest utrudnione ze względu na ogromne zadymienie obiektu. Strażacy muszą używać aparatów oddechowych. Wiedzą, że nie mogą dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia na cały budynek. Nie dość, że zagrożone są dwa sąsiednie domy, to obok znajduje się stacja paliw. Na szczęście strażakom udaje się ją uratować. Ogień uszkadza natomiast więźbę dachową jednego z sąsiednich domów.
Co kilka sekund na nowotarskich ulicach rozlegają się syreny wozów strażackich. Po jakimś czasie okazuje się, że trzeba dowozić wodę z Białego Dunajca i z pobliskiej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej. Sieć hydrantowa u zbiegu ulic Ludźmierskiej i Składowej, gdzie znajduje się Leclerc, okazuje się niewystarczająca na tak ogromny pożar.
– Obiekt ma prawie 1800 metrów kwadratowych. Musimy podawać jednocześnie kilka prądów wody – wyjaśnia kapitan Mariusz Łaciak, komendant straży pożarnej w Nowym Targu. – Trudno wymagać, aby ciśnienie w hydrantach było odpowiednie. To są naprawdę ogromne ilości wody, a musimy gasić z kilku stron obiektu jednocześnie – tłumaczy.
Około godz. 13 strażakom udaje się okiełznać ogień. Zaczyna się dogaszanie obiektu. Trzeba przewrócić każdy centymetr zgliszcz i przelać wodą, tak żeby ogień nie wybuchł na nowo.
– Dogaszanie może potrwać nawet kilkanaście godzin – mówi starszy kapitan Stanisław Galica, zastępca komendanta nowotarskich strażaków.
Przez cały czas na miejscu pożaru jest ponad 50 policjantów, którzy nie tylko kierują ruchem i odganiają gapiów, ale również strzegą mienie przed grabieżą. Przy głównym wejściu do obiektu panuje bowiem wielki chaos. Właściciele boksów handlowych starają się ratować swój towar. Wynoszą go na zewnątrz.
– Nie mamy możliwości legitymowania każdego i sprawdzania, czy wynoszony towar należy do niego. Dlatego na miejscu mamy dwie kamery, które rejestrują dokładnie, ewakuację – tłumaczy nadkomisarz Tomasz Rajca, zastępca komendanta policji w Nowym Targu. – Jeżeli pojawią się jakiekolwiek przypuszczenia o kradzieży, będziemy mieli taśmę jako dowód. Świadkowie na miejscu zastanawiają się, dlaczego pożar rozprzestrzenił się tak błyskawicznie.
– Według mnie to trochę dziwne – mówi Andrzej Rystarczyk. – Przychodzą, otwierają sklep i zaczyna się błyskawicznie palić. Po mojemu, to może i całą noc się tliło gdzieś tam na magazynie, tylko nikt nie zauważył.
Leclerc jest zamknięty. Jeszcze w sobotę pracę na pogorzelisku ma rozpocząć specjalna komisja pod kierownictwem Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Nowym Targu. Sprawdzi on, czy budynek nadaje się do użytku po remoncie. Jest jednak niemal pewne, że magazyn i zaplecze trzeba będzie rozebrać. Dochodzenie w sprawie przyczyn pożaru podejmie też policja.
Józef Słowik