Po trzech dniach wypasu na hali urządzano tzw. miarę w celu ustalenia wzajemnych świadczeń. Polegało to na tym, że każdy doił swoje owce, później podchodził do bacy, a ten brał patyczek, zanurzał go w mleku, i pokąd się zanurzył tam stawiał znaczek na patyczku. Potem rozszczepiał go na dwie połówki, z których jedną dostawał gazda a druga zostawała u bacy. Gdy właściciel owiec przychodził po odbiór sera, znajdywano właściwy patyczek, odmierzano tyle wody w gielecie ile wskazywał. Następnie odważano 6 - 8 porcji wody i tyle sera ile ważyła woda dostawał gazda.
Jeżeli rok był bardzo niesprzyjający, urządzano jeszcze dodatkowe mierzenia. Pierwszą w trzecim dniu wypasu owiec na hali, drugą po Św. Janie (24 czerwca), a trzecią po 15 sierpnia. Dopiero na podstawie tych trzech mierzeń ustalano ilość sera dla gazdy, który oddawał owce do wypasu. W XX wieku zniesiono miary, a zapłata była w postaci oscypków.
Równie ważną sprawą, dla bacy i właściciela stada, były odszkodowania za ranne lub zaginione owce. Zazwyczaj odszkodowaniem był ser lub opłata pieniężna, jednak gdy baca dał skórę z owcy, a nawet jej mięso, nie pokrywało to całkowicie strat.
Zanim jednak oddano owce pod opiekę bacy, znaczono owcę poprzez nacinanie jej na uchu znaku, w celu późniejszej identyfikacji. Czyniono to w Wielki Piątek gdyż wtedy wierzono, że rany najmniej krwawią. Obecnie ten sposób zanika, bacowie starają się rozpoznać owce po wyglądzie. Dawniej znakowanie owiec miało istotne znaczenie, gdy zdarzały się walki między poszczególnymi szałasami i uprowadzanie owiec.
Młode owce niechętnie brano na pastwiska, gdyż nie dawały mleka i potrzebowały dużo więcej opieki. Jednak, jeśli już je zabrano, baca dostawał dodatkowe wynagrodzenie, a gdy krowy - wynagrodzenie wynosiło tyle, co za 5 owiec.
Do pierwszej połowy sierpnia dojono owce 3 razy dziennie, a później, gdy owce zaczynają tracić mleko - dwa razy. Dojenie było sprawą uciążliwą, wymagającą siły fizycznej, ale także pracą odpowiedzialną, gdyż nie dojona owca mogła stracić mleko.