Aleksander Bobkowski także wychwalał ten typ więźby w swoim Podręczniku Narciarstwa z 1918 r. Więźba ta umożliwiała jazdę pługiem (Zaruski nazywał ją "jazdą oporną", a "slalom" nazwał kiedyś "smokiem"!) i łuki nawet na stosunkowo dużych pochyłościach górskich i była wprost idealna dla narciarstwa tatrzańskiego i turystyki narciarskiej. Mathias Zdarsky dzięki tym wiązaniom, które sam wymyślił i krótszymod norweskich i fińskich nartom lilienfeldzkim (od Lilienfeld w Austrii) stworzył własny, alpejski styl jazdy na nartach, zwany szkołą alpejską, który opisał w swym przewodniku "Alpine Skilauf Technik" (1896). Historycy narciarstwa uważają, że Zdarsky jeździł niezwykle śmiało i dynamicznie i nigdy nie siadał na kiju, był mistrzem stromych stoków, potrafił wykonać swój łuk alpejski na 50% spadku. Podobnie śmiało jeździł Mariusz Zaruski, czego przykładem jest na przykład zjazd narciarski Zdyba i Zaruskiego ze szczytu Kościelca (1911) oraz Koziego Wierchu i Zawratu (1907). Szkoła Zdarsky'ego stała się niezwykle popularna wśród alpejskich i tatrzańskich turystów jako niezwykle prosta, a zarazem skuteczna w terenie. Początki tatrzańskiego i karpackiego narciarstwa to turystyka narciarska. Narty były środkiem, dzięki któremu można było zaglądnąć do serca gór zimą. Dlatego nikt nie jeździł dynamicznie, szybko, wiązania były przystosowane do jazdy opornej. Sam Zdarsky udzielił polskim narciarzom nauki jazdy na nartach we Lwowie w styczniu roku 1906, o czym pisał Roman Kordys. Ponadto, tak jak to było powiedziane, Zdarsky wymyślił krótszą od norweskiej nartę lilienfeldzką (od 190-240 cm długości). Przewodniki i cenniki austriackie opisywały trzy rodzaje takich nart. Narta ta nie posiadała rowka, charakterystycznego dla nart norweskich, którego przeciwnikiem był sam twórca szkoły alpejskiej. Wiązania lilienfdeldzkie pasowały praktycznie do każdego buta, ponieważ było kilka możliwości rozsuwania lub zmniejszania wiązania. Były więc bardzo praktyczne. Doświadczenia szkoły alpejskiej opisali w swym przewodniku H. Bobkowski i M. Zaruski w roku 1908.
Z pierwszych wiązań na przypomnienie zasługuje więźba gurtowa (norweska) - skórzana, z dodatkiem gurtu i takim napiętkiem gurtowym, z dwoma rzemieniami. Zaruski pisał o takim wiązaniu w sposób następujący: Z innych więźb polecić jeszcze można więźbę gurtową, o ile jest zrobiona ze sztywnego, mocnego gurtu. W napiętku tej więźby powinien być otwór zaopatrzony w kabzlę dla ścieku wody. Więźba ta łączyła nogę z nartą zdecydowanie luźniej od alpejskiej i wywodziła się z wiązań norweskich, przystosowanych do terenu falistego, niezbyt stromego, podobnego do gór Norwegii i Finlandii. Później wiązanie to zostało ulepszone i nazwane "kaloszówką" i głównie było używane przez dzieci.
Jednym z pierwszych było także wiązanie trzcinowe, norweskie, z trzciny obszytej skórą, z jednym lub dwoma rzemieniami. Takich wiązań używali Marian Małaczyński i Józef Schnaider z towarzyszami podczas narciarskich wejść w Karpatach Wschodnich na Chomiak i Howerlę w roku 1897. Używali ich także narciarze zakopiańscy, między innymi Mariusz Zaruski, podczas wycieczki przez Tatry Zachodnie w roku 1906. Wiązanie to było zmorą spędzającą sen z powiek dawnym narciarzom, ponieważ trzcina często pękała i trzeba było ratować się "domowym sposobem" i naprawiać prowizorycznie uszkodzone wiązanie. Zdarzało się to nawet w czasie wycieczek, dlatego też stosunkowo szybko zrezygnowano z tego typu wiązań, gdyż były niepraktyczne. Narty z wiązaniami trzcinowymi, pochodzące z kolonii polskich narciarzy-leśników w Tatarowie, który w 1897 r. dokonali narciarskich wejść na Chomiak i Howerlę w Karpatach Wschodnich, znajdują się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.