Najważniejszy skok w życiu...
Nadszedł dzień 11 lutego 1972 r., jak się miało okazać jeden z najszczęśliwszych w historii polskiego narciarstwa. Dzień, który już na zawsze zmienił życie Wojciecha Fortuny. Japończycy liczyli na drugi złoty medal Yukio Kasayi, złotego medalisty ze skoczni średniej. Kasaya za zwycięstwo miał otrzymać samochód i być przyjętym na audiencji przez cesarza Japonii Hirohito. Mówiono o nim "skoczek-samuraj". Było sporo prawdy w tym określeniu, Kasaya był świetnie przygotowany do igrzysk, skakał jak z nut, to było widać już na treningach. To miało być przekonywujące zwycięstwo skoczków Kraju Kwitnącej Wiśni. Ponad 50 tysięcy japońskich kibiców na stadionie i miliony przed ekranami telewizyjnymi czekały na jego sukces i drugi złoty medal na tych Igrzyskach. Ale w konkursie brało udział także wielu utytułowanych rywali: Napalkow, Raška, Norweg Mork, Kaeykho, Wolf, Steiner - wszyscy oni należeli do światowej czołówki. Przenieśmy się jeszcze raz pod Okurayamę, by prześledzić olimpijski konkurs. Wojciech Fortuna wspomina:
Okurayama. To typowo nowoczesna skocznia - piękny obiekt. Pooglądałem ją, poszedłem na górę i w próbnym skoku osiągnąłem 100 metrów. Jeszcze wtedy nie było wyciągu, chodziliśmy więc na rozbieg tej skoczni na nogach po metalowych schodkach. Ta skocznia "leżała" mi od pierwszego skoku. Ona tak samo jak średnia skocznia miała próg o nachyleniu 11 stopni - to była naprawdę nowoczesna skocznia, jak na tamte czasy. Zresztą ja wtedy potrafiłem skoczyć na każdej skoczni. Kasaya także daleko, zresztą on na luzie, bo już wcześniej zapowiedział, że jego zwycięstwo to tylko formalność. Przygotowano dla niego samochód, jako główną nagrodę. Miał go wziąć ten, kto wygra. Mówiono, że Kasaya wygra, więc samochód był przygotowany dla niego. Losowanie. Prosiłem trenera by wylosował mnie w trzeciej grupie. Ponieważ zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli będę w drugiej grupie, to przy moim długim skoku obniżą rozbieg. Trener Fortecki powiedział: - Losuję cię w trzeciej grupie! i wylosował dla mnie numer 29. Przede mną skakał Japończyk Konno, srebrny medalista ze średniej skoczni. Skoczkowie oddawali ładne skoki w granicach 86 m, a Konno - skoczył 92 metry. Myślę: - Dobry skok! Trzeba dalej skoczyć[4].
Gdy Fortuna ruszył ze startu i wybił się z progu, poczuł, że jest to skok jego życia. Miał idealne wybicie z progu i ten lekki, ale noszący wiaterek od przodu. Leciał, leciał, jakby nie chciał wylądować... i skoczył aż 111 m. Trzeba powiedzieć, że tak długi skok był bardzo ryzykowny na skoczni o punkcie K 90 metrów. Fortuna przeskoczył Okurayamę. Polak skoczył jakby wbrew prawom fizyki. Jeżeli w historii sportu nadal będą notowane zdarzenia nieprawdopodobne, wymykające się statystykom, to jednym z nich będzie z pewnością olimpijski skok Wojciecha Fortuny. To był szok i w pewnym sensie nokaut (i to ciężki, a la Muhammad Ali w najlepszym okresie, kiedy nokautował rywali - przyp. W.S) dla pozostałych konkurentów. Sędziowie po skoku Fortuny przerwali na krótko konkurs (Polak skoczył na czerwoną linię, oznaczającą punkt krytyczny skoczni). Ponieważ skoczkowie niemieccy i czechosłowaccy skakali dotąd słabo, dlatego ich sędziowie chcieli powtarzania serii. Lecz pozostali sprzeciwili się i konkursu nie przerwano. Zadecydował głos sędziego z Japonii, pan Fumio Asaki, który był za kontynuowaniem konkursu, liczył bowiem na to, że Kasaya przeskoczy Fortunę. No cóż, 106 m to nie było jednak to, na co Japończycy liczyli. Po pierwszej serii Polak był pierwszy. Tak wspomina jedne z najważniejszych chwil w swym życiu:
Skoncentrowałem się na swoim skoku. Na górze w pomieszczeniu oglądaliśmy każdego zawodnika w takim monitorku TV, było tam cieplutko, kaloryfer. Wyszedłem na rozbieg i jadę. Wiedziałem, że muszę skoczyć daleko. Jak szedłem do góry, to trener Fortecki zapytał: - Wojtek, skoczysz 100 metrów? Odpowiedziałem: - Powinienem. Zresztą liczył na mnie także trener Gąsiorowski. Jadę i w momencie odbicia poczułem, że wyszedłem z progu pół metra wyżej niż w każdym życiowym skoku. To było idealne, perfekcyjne wyjście z progu. No i lecę, nie mogę się wycofać, aż spadłem na czerwoną linię oznaczającą punkt krytyczny skoczni. Nie ruszyło mnie przy lądowaniu. Ręce uniosłem do góry, bo wiadomo, bardzo się ucieszyłem.
Biłem sobie brawo, co widać na filmie. Cisza na stadionie. Słyszałem za to tysiące fleszy aparatów fotograficznych strzelających w moim kierunku. Patrzę na tablicę wyników: 111 metrów i 130,4 punktu - takiej noty nie pamiętam, nie widziałem nigdy w życiu. Patrzę, a ktoś biegnie do mnie. To był trener Fortecki. Gratuluje mi, rzucił mi się na szyję, uściskaliśmy się, cieszył się bardzo z mojego wyniku. Ale wiadomo było, że jeszcze dobrzy zawodnicy stoją na górze. Gdyby Kasaya skoczył 107 metrów, w dobrym stylu, to byłby przede mną, ale on skoczył 106 m. Brakło mu punktów i zajął drugie miejsce za mną po pierwszej serii.
Loteria w drugiej serii konkursowej…
Rozpoczęła się druga seria skoków na Okurayamie. Zaczęło powiewać, sędziowie obniżyli rozbieg. Fortuna prowadził, ale doświadczeni rywale, mistrzowie świata i medaliści olimpijscy nie dawali za wygraną. Chcieli przeskoczyć Polaka. Fortuna skacze zaledwie 87,5 m, prawie o 25 m mniej niż w pierwszej, ale i rywale mylą się i mają słabsze skoki. Mimo to końcówka turnieju była bardzo nerwowa, gdyż Szwajcar Steiner skoczył aż 103 m i stracił do Fortuny zaledwie 0,1 punktu, a trzeci Schmidt 0,6 punktu. Gdyby Steiner skoczył o niecały metr dalej byłoby po medalu... Jeszcze na rozbiegu pozostał ostatni groźny rywal, Fin Kaeykho, ale i ten nie potrafił sprostać presji - więc jest - pierwszy złoty medal olimpijski w historii polskiego narciarstwa! Radość zawodnika, trenera i całej polskiej ekipy, bo ten medal od dawna należał się polskiemu narciarstwu. Mimo to niektórzy mówili, że na dużej skoczni pomógł mu wiatr. Zapytany o to Fortuna odpowiada:
W Sapporo, gdy na skoczni wiał wiatr silniejszy niż 3 m/s to wstrzymywano zawodnika, bo skok był w takich warunkach niebezpieczny i groził upadkiem. Tak, że wtedy wiatr mi trochę pomógł, ale głównie idealnie trafione wybicie. Można tysiąc razy skoczyć i nic z tego nie wyjdzie. Bo w Sapporo byli zawodnicy, którzy skakali pięć sezonów, a mnie nie przeskoczyli i medalu nie zdobyli[5].
Mieliśmy więc pierwszy, i jak dotąd jedyny, złoty medal olimpijski w konkurencjach zimowych. I w dodatku zdobyty przez zawodnika, którego przecież nie chciano wysłać do Japonii. Był to także sukces jego trenerów: Forteckiego podrzucano do góry w Sapporo, a w Zakopanem gratulacje odebrał trener Gąsiorowski. Zacytujmy wypowiedzi trenerów o pierwszym skoku na 111 m: Jana Gąsiorowskiego i Janusza Forteckiego o pierwszym skoku Fortuny. Jan Gąsiorowski: - najdoskonalszy element pierwszego skoku. Było nim doskonałe, nic dodać, nic ująć - wybicie. Rasowy skoczek, skoczek odważny, po takim wybiciu ma wszystkie szanse. Wojtek ich nie zmarnował. To był w ogóle skok do książki o skokach. Janusz Fortecki: - Doskonałe były dwa elementy. Pierwsza faza lotu zaraz po wyjściu z progu i moment tuż przed lądowaniem. To już były szczyty. Czegoś takiego chyba przedtem nigdy nie widziałem. Reszta też była na medal, ale te dwa elementy to czysta poezja. Z kolei Stanisław Marusarz tak opisał skok Fortuny:
Przede wszystkim - skok "sakramencko" dynamiczny. Pokazały to... dzioby nart, bardzo wysoko uniesione do góry... Wojtek idzie twarzą do przodu... Przenosi cały ciężar ciała na palce... Z palców wyszło też odbicie z progu.. Po wyjściu z progu - następuje natychmiastowy podmuch powietrza - czołowe uderzenie wiatru... Dla takiego jak Wojtek "koliberka" nie można by sobie lepiej wymarzyć, jak to czołowe uderzenie! Wojtek jest niesiony - wiatr idealnie idzie pod deski. Niesie jak złoto!... Chłopak wytrzymuje to uderzenie znakomicie, chociaż mu ono minimalnie rozwarło nogi...
Po wylądowaniu widać było silną "prasę" - przydusiło go, ale ustał... Inny chyba by się wyłożył, a Wojtuś siadł po prostu na udach... Tak się po prostu przyzwyczaił... Niech potwierdzi to trener Gąsiorowski, co chłopca podpatrzył na "dzikiej" skoczni na Ciągłówce i zaraz przejął nad nim pieczę..."[6].
Wyniki konkursu na skoczni dużej Okrurayama - ZIO Sapporo (1972) - 11 lutego 1972 r.
Miejsce, imię i nazwisko skoczka
|
Pochodzenie - kraj
|
Skoki - nota łączna
|
1. Wojciech Fortuna
|
POLSKA
|
111 i 87,5 m (219,9 pkt)
|
2. Walter Steiner
|
Szwajcaria
|
94 i 103 m (219,8 pkt)
|
3. Rainer Schmidt
|
DDR
|
98,5 i 101 m (219,3 pkt)
|
4. Tauno Kaeykhoe
|
Finlandia
|
95 i 100,5 m (219,2 pkt)
|
5. Manfred Wolf
|
DDR
|
107 i 89,5 m (215,1 pkt)
|
6. Gari Napalkow
|
ZSRR
|
99,5 i 92 m (210,1 pkt)
|
18. Tadeusz Pawlusiak
|
Polska
|
87 i 90 m (183,3 pkt)
|
29. Adam Krzysztofiak
|
Polska
|
84 i 85 m (173,1 pkt)
|
31. Stanisław Gąsienica-Daniel
|
Polska
|
83 i 86 m (171,1 pkt)
|
[4] J. w.
[5] J. w.
[6] R. Dryja, Wyprawa po setny medal. Sapporo 1972, Warszawa 1972.