Skocznia "Okurayama" w Japonii to kolejne z wielu miejsc, rozrzuconych po całym świecie, związanych z historią polskiego sportu. W dodatku okazało się jednym z najszczęśliwszych. Zwłaszcza dla 19-letniego zakopiańczyka - Wojciecha Fortuny. Jego 111 metrowy skok na Okurayamie stał się symbolem oszałamiającego sukcesu, który do dzisiaj rozpala emocje wśród kibiców sportowych w kraju i za granicą. Do dzisiaj pokutuje też pogląd, iż Fortuna był skoczkiem jednego tylko skoku. Mam w tej kwestii nieco inne zdanie i spróbuję wyjaśnić, że tak nie było.
W roku 1972 Okurayama była skocznią olimpijską, gdyż Japonia - Kraj Kwitnącej Wiśni, gościł sportowców kolejnych Zimowych Igrzysk olimpijskich. Na tejże skoczni zakopiańczyk Wojciech Fortuna zdobył to, o czym marzyli jego wielcy poprzednicy: Czech, Marusarz, Hryniewiecki i Przybyła - olimpijskie złoto. Skoczył 111 m i, tak jak dzisiaj Małysz, po prostu zdeklasował rywali. Miałem pewnie sto metrów za sobą, kiedy poczułem opór pod nogami. Instynkt kazał mi się jeszcze wychylić. Lecimy! Na spotkanie z grubą czerwoną krechą. Nie słyszałem uderzenia nart o śnieg. Tylko ciałem wstrząsnął dreszcz. Wtedy ręce same wyskoczyły nad głowę. Biłem brawo. Nie sobie. Tym siłom, które mnie nie zawiodły. Gąsiorowskiemu, który mnie nauczył skakania, Forteckiemu, który mi zawierzył, Marusarzowi i Groniowi, którzy byli dla mnie wzorem. Tym wszystkim, którzy sprawili, że mogłem skakać tu, na Okurayamie[1].
* * *
Długą drogę przeszedł Wojciech Fortuna do złotego medalu olimpijskiego na ZIO w Sapporo (1972). Urodził się 6 sierpnia 1952 r. w Zakopanem. Zaczął skakać jako kilkuletni chłopiec na Antałówce, gdzie z kolegami usypywał sobie skocznię ze śniegu. Był na kolejnych zawodach "Łaciakiem", "Walą", ale najczęściej marzył o tym, by być "Marusarzem". Na ich karierach i wynikach sportowych budował marzenia o skokach i startach w reprezentacji Polski. Te marzenia w jego przypadku się spełniły. Został zawodnikiem "Wisły-Gwardii" Zakopane. Tak wspomina początki swojej kariery:
Moja kariera zaczęła się zaraz po zakopiańskim "fisie" (Narciarskich Mistrzostwach Świata w konkurencjach klasycznych) w 1962 roku. Przyszedłem na skocznię wraz z ojcem. Bardzo spodobały mi się skoki. Po mistrzostwach świata zapisałem się do klubu "Wisła-Gwardia" w Zakopanem. Jako młody chłopak dostałem narty, buty i zacząłem trenować na Maleńkiej Krokwi. Było wtedy w klubie ponad 100 skoczków, między nimi mój wzór - Stanisław Gąsienica-Daniel, brązowy medalista ze Szczyrbskiego Jeziora, który miał wiele tytułów mistrza Polski w kategorii juniorów i seniorów. Potem skakałem na małej i średniej Krokwi, a następnie na Wielkiej. Po raz pierwszy w wieku 13 lat. Byłem jak na skoczka mały i słaby, ale trener widział, że się nie boję. Startowałem razem z juniorami i nie miałem wielkich wyników, ale zawsze w piątce się mieściłem. Gdy miałem 14-15 lat pojechałem do Gosau w Austrii, na mistrzostwa Europy juniorów. Startowało tam około setki zawodników. Ja byłem 16, z tym, że skoki mi wtedy nie wyszły. Ale od tej pory zaczęły się poważniejsze starty w kadrze wyjeżdżającej za granicę: do Czechosłowacji, NRD i innych krajów.
Cały czas trenowałem, jak to się mówi, "przy kadrze". Jej trenerem był w tym czasie był Janusz Fortecki. To był przyjaciel mojego trenera Jana Gąsiorowskiego. Gąsiorowski widział, że mam efekty i dołączył mnie do kadry. Wtedy skakali w niej: Józef Przybyła, Józef Kocyan, Staszek Daniel, Adam Krzysztofiak, Tadeusz Pawlusiak. Do nich dołączyłem i ja[2].
W drodze do Sapporo…
Fortuna był zawsze skoczkiem odważnym i przebojowym, dlatego przeważnie skakał dalej niż jego rywale. Posiadał jednak jedną wadę, jeśli chodzi o technikę skoku - zawsze lądował na dwie nogi, zamiast klasycznym "telemarkiem", i dlatego jego skoki były przeważnie niżej oceniane przez sędziów. Nadszedł pamiętny rok 1972. Problemem był wyjazd do Sapporo, gdyż Fortuna skakał w konkursie Czterech Skoczni słabo i jego wyjazd olimpijski stał pod dużych znakiem zapytania. W eliminacjach krajowych Fortuna też nie wypadł najlepiej, ale trenerzy Gąsiorowski i Fortecki wiedzieli, że jego forma rośnie. Dlatego tuż przed wyjazdem do Japonii zorganizowali w Zakopanem, na Krokwi, kolejne, ostatnie już eliminacje, zadanie postawione przed Fortuną było proste: Wojtek, musisz wygrać!... i Fortuna te skoki wygrał. Tak opisuje gorącą atmosferę tamtych dni:
Był taki człowiek w Zakopanem, który powiedział, że ja nie mam rutyny i nie ma sensu, żebym jechał na olimpiadę, bo się spalę. Ale po zwycięskich eliminacjach w Zakopanem, ówczesny minister sportu Włodzimierz Reczek powiedział: - Co wy robicie? Ten chłopak wygrał konkurs, on musi jechać! Także trenerzy Fortecki oraz Gąsiorowski walczyli o mój wyjazd. I udało się[3].
Gąsiorowski wspomina, że miał w klubie w 1972 r. dwóch dobrych skoczków: Stanisława Gąsienicę-Daniela i Wojtka Fortunę. Ale w Warszawie zadecydowano, że ma jechać jeden z nich, a ponieważ Gąsienica-Daniel miał większe doświadczenie i za sobą udany start w "fisie" w Szczyrbskim Jeziorze (brązowy medal), to wybrano jego. Ale Fortuna swoją szansę wykorzystał i pojechał do Sapporo. Bardzo pomogli, oprócz trenerów, dziennikarze sportowi: jak red. Marian Matzenauer czy red. Krzysztof Blauth, którzy pisali wprost: Fortuna powinien skakać w Sapporo! I szczęście sprzyjało Fortunie, który pokonał krajowych rywali, a ponieważ kontuzję miał Józef Przybyła, to 19-latek z Zakopanego pojechał do Japonii za niego. Fortuna wspomina:
W poniedziałek był wyjazd, a w niedzielę mnie zatwierdzono do reprezentacji Polski. No i pojechałem na olimpiadę do Sapporo. Przyjechaliśmy tam i rozpoczęły się treningi na średniej skoczni. Już od pierwszego dnia ta skocznia bardzo mi się spodobała. Pod względem długości skoków byłem w czołówce: 85 m i 83 metry - to były skoki w granicach rekordu tej skoczni. Ale i koledzy, Staszek Gąsienica i inni, skakali w granicach 82-83 metrów.
Trener Janusz Fortecki liczył na mój dobry wynik, ale nie mógł mi wcześniej powiedzieć, bo by mnie spalił. Tak samo trener Gąsiorowski. Przecież w Sapporo miałem dopiero niecałe 20 lat. Liczyli też na innych, naszych zawodników, bo Pawlusiak był w doskonałej formie, tak samo Staszek Gąsienica i Adam Krzysztofiak. Uważali, że my wszyscy osiągniemy wynik, bo być w pierwszej "dziesiątce" to już przecież świetny wynik. Zaczęło się od konkursu na średniej skoczni. Przede mną Japończyk, skoczył 80 m. Skaczę ja - 82 metry. Wychodzę na prowadzenie na średniej skoczni. Przeskoczyłem wielu świetnych zawodników, zostali na górze tylko Kasaya, Aochi i Konno. Kasaya w pięknym stylu skoczył 84 metry, czyli przeskoczył mnie tylko o dwa metry! I to na swoim obiekcie. Wszystkie trzy medale na średniej skoczni olimpijskiej zdobyli więc Japończycy. Uważam, że zasłużenie.
Na skoczni średniej klasą dla samych siebie byli Japończycy: wygrał Yukio Kasaya, przed Akitsugu Konno i Seiji Aochi, a Fortuna był szósty (miał skoki 82 i 76,5 m). Dało to Polsce jeden punkt olimpijski. Pierwszy w skokach od czasów Stanisława Marusarza (ZIO 1936). Gdyby drugi skok Fortuny był o 4 m dłuższy Polak miałby olimpijski medal (brązowy lub srebrny).
Wyniki konkursu skoków na skoczni "Miyanomori"- ZIO w Sapporo (1972) - 6 lutego 1972 r.
Miejsce, imię i nazwisko skoczka
|
Pochodzenie - kraj
|
Skoki - nota łączna
|
1. Yukio Kasaya
|
Japonia
|
84 i 79 m (244,2 pkt)
|
2. Akitsugu Konno
|
Japonia
|
82,5 i 79 m (234,8 pkt)
|
3. Seiji Aochi
|
Japonia
|
83,5 i 77,5 m (229,5pkt)
|
4. Ingolf Mork
|
Norwegia
|
78 i 78 m (225,5 pkt)
|
5. Jiri Raška
|
Czechosłowacja
|
78,5 i 78 m (224,8 pkt)
|
6. Wojciech Fortuna
|
Polska
|
82 i 76,5 m (222 pkt)
|
24. Adam Krzysztofiak
|
Polska
|
75,5 i 73,5 m (207,3 pkt
|
32. Tadeusz Pawlusiak
|
Polska
|
73,5 i 71,5 m (197,9 pkt)
|
39. Stanisław Gąsienica-Daniel
|
Polska
|
73,5 i 72,5 m (194,0 pkt)
|
[1] Wojciech Fortuna, Szczęście w powietrzu, Chicago 2000.
[2] Wszystkie wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11.1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski. W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.
[3] Wypowiedzi Wojciecha Fortuny pochodzą z wywiadu z 27.11.1996 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.