Pierwsze wyprawy ratownicze
Zaruski jako Naczelnik wyznaczał moment rozpoczęcia wyprawy w ok. 1,5 godziny od otrzymania wezwania o wypadku, ratownicy zbierali się przy Dworcu Tatrzańskim, a Naczelnik dzielił wtedy "toprowców" na oddziały i wyznaczał ich kierowników. Członkowie TOPR zabierali ze sobą sprzęt ratowniczy, 15-20 minut zajmowało zakupienie prowiantu. Na akcje wyruszano powozami lub furkami góralskimi, a po dotarciu w pobliże miejsca akcji, oddziały, według marszruty opracowanej przez Naczelnika, rozchodziły się w różne strony w poszukiwaniu zaginionych. Akcja ratownicza trwała nieraz kilka dni, z dnia na dzień aż do odnalezienia turysty np. akcja poszukiwawcza po Aldonę Szystowską trwała ponad miesiąc. W czasie wypraw zimowych ratownicy szli na nartach i obowiązywał ekwipunek zimowy. Jeśli chodzi o dyscyplinę, to Zaruski z dumą powiedział kiedyś, że w ciągu pięciu lat jego pracy jako Naczelnika Pogotowia nigdy nie zdarzył się przypadek niesubordynacji lub niestawienia się na wyprawę, a sprawna "maszyna" Pogotowia, stworzona przez niego, działała bez zarzutu. Najcięższą wyprawą tego okresu była akcja poszukiwawcza po Szulakiewicza na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu w sierpniu 1910 r., w której zginął Klimek Bachleda. Wyprawa ta została przeprowadzona w terminie od 5 do 16 sierpnia 1910 r. Podczas wspinaczki Stanisław Szulakiewicz odpadł od ściany i w wyniku odniesionych ran nie mógł poruszać się o własnych siłach. Po dotarciu do Zakopanego partnera Szulakiewicza, który stwierdził iż zostawił rannego kolegę w ścianie rozpoczęła się akcja ratownicza. Wyprawa była prowadzona w niezwykle ciężkich warunkach pogodowych, w czasie deszczu i burzy, które zmieniły ścianę Małego Jaworowego Szczytu prawie w siklawę (wodospad). Ranny taternik znajdował się w trzech czwartych wysokości ściany i ratownicy wspinając się do góry słyszeli jego głos. Toprowcy wprost zamarzali w ścianie, przemoczeni do nitki. Doszli do Szulakiewicza bardzo blisko, bo brakowało im tylko 80 metrów. Dalej, jak po latach pisał Zaruski - iść nie dali rady. Tylko Klimek Bachleda po wypoczynku poszedł dalej żlebem i jak się potem okazało, znalazł w nim swoją śmierć. Zaruski podjął wtedy niewątpliwie bardzo ciężką dla siebie decyzję o odwrocie, co równało się śmierci Szulakiewicza, ale o poruszaniu się wyżej nie było mowy, gdyż dalsze prowadzenie wyprawy mogło tylko powiększyć liczbę ofiar. Po poprawie pogody odnaleziono ciała Szulakiewicza i Bachledy i zniesiono je w doliny. Po zakończeniu akcji padło oskarżenie Zaruskiego o celowe spowodowanie śmierci "króla przewodników tatrzańskich". Zaruski zażądał wtedy sądu nad sobą i ocenienia jego postępowania - sąd ten w składzie: prof. W. Kulczyński, dr A. Kuczewski prof. M. Smoluchowski oczyścił Naczelnika TOPR ze wszystkich zarzutów, a wyniki jego pracy opublikowano w gazetach zakopiańskich.
Zaruski doprowadził do tego, że Pogotowie TOPR od początku swego istnienia zostało zorganizowane na wysokim poziomie, za jego osobistym przykładem. Stale podnosił kwalifikacje przewodników. W dzień i w nocy, w pogodę i słotę, w łatwym terenie i najtrudniejszym, sam osobiście prowadził członków Pogotowia. W tym okresie przyjęto nowych członków do TOPR: przewodników - Jana Stopkę-Ceberniaka, Jana Obrochtę-Bartków oraz taterników - Pawła Kittaya, Stefana Mazurkiewicza, Janusza i Jerzego Żuławskich, Leona Lorię, Jana Małachowskiego, Konstantego Aleksandrowicza, Tadeusza Korniłłowicza i Józefa Oppenheima (ten ostatni zastąpił Zaruskiego jako kierownika Pogotowia i prowadził je w latach 1914-1939). Ratowników doszkalano na organizowanych co roku kursach, gdzie uczono ich posługiwania się nowym sprzętem, a dr Kraszewski uczył podstaw pomocy rannemu w terenie. Dlatego Zaruski, opuszczając Zakopane w 1914 r. mógł być spokojny - TOPR był organizacją wypróbowaną, miał za sobą ok. 20 akcji ratowniczych w terenie, zarówno latem jaki zimą. Oprócz działalności górskiej wiele pisywał na tematy tatrzańskie do zakopiańskich gazet, będąc współzałożycielem jednej z nich, tygodnika "Zakopane". Prowadził zakrojoną na szeroką skalę działalność społeczną w wielu zakopiańskich instytucjach, jak w Towarzystwie Tatrzańskim. Jak pisze Witold Paryski w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, o swe ideały prowadził długą i wytrwałą walkę.
Trzeba na koniec wyraźnie podkreślić, że Zaruski odcisnął się w historii Zakopanego i Tatr niezwykle silnie i pozytywnie - dlatego też w szopce zakopiańskiej Stanisława Hirschla nazwano go nie bez przyczyny "królem Tatr", gdyż w dziejach zdobycia i poznania Tatr zaznaczył się naprawdę po królewsku.
Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie