Pionier "białego szaleństwa"
Mariusz Zaruski stał się pionierem narciarstwa w Zakopanem i był jednym z najczynniejszych narciarzy. Już w 1906 r. dokonał z towarzyszami narciarskiego rajdu na trasie: Zakopane - Dolina Tomanowa - Przełęcz Tomanowa - Dolina Tomanowa Liptowska - Wychodna - Orawskie Zamki - Głodówka - Sucha Góra - Zakopane, z wejściem narciarskim na szczyt Osobitej. W 1907 r. przeszedł na nartach wraz z Józefem Borkowskim przez tak trudną przełęcz jak Zawrat (2159 m), a następnego dnia na nartach wspiął się przez Szeroki Żleb na Kozi Wierch (2291 m). Tak później w Na bezdrożach tatrzańskich opisał trudny zjazd z jego wierzchołka: - Śnieg był wyborny do jazdy, zbyt tylko poorany bruzdami, wskutek czego jazda była właściwie bujaniem po śniegowych falach, na które narty wślizgiwały się bez trudu, jeszcze łatwiej z wierzchołków spadały... Zażyliśmy w całej pełni rozkoszy tej długiej i stromej jazdy i tegoż dnia przez Świstówkę dostaliśmy się do Morskiego Oka. Na Opalonem natrafiliśmy na "szreń", twardą skorupę śnieżną - w rodzaju szkła chropawego, która jednolitą warstwą pokrywała całe zbocze od szczytu aż na dół. Nartami kierować na takiej lodowatej powłoce nie masz możności, przebyliśmy też tę cała przestrzeń, jadą "poprzecznie", tj. nie w kierunku końców nart, ale pod kątem prostym do ich długości. Ponadto Zaruski zdobył na nartach wiele innych trudnych szczytów i przełęczy tatrzańskich np. Bystrą - najwyższy szczyt w Tatrach Zachodnich, Żółtą Turnię, jako pierwszy narciarz dokonał z towarzyszami narciarskiego przejścia trasy Szczyrbskie Jezioro - Zakopane przez Przełęcze: Koprową, Zawory i Gładką, przeszedł w zimie jako pierwszy odcinki Orlej Perci. Zdobył też Kasprowy Wierch, Giewont, Skrajną i Pośrednią Turnię. Warto zaznaczyć, że oczyszczał polską terminologię związaną z narciarstwem z obcych naleciałości, wprowadzając od nowa do polskiej literatury słowo "narty". Wywiązała się w tej kwestii wymiana zdań między nim a Romanem Kordysem. Zaruski początkowo chciał wprowadzić słowo "łyże" do krajowej terminologii, gdy jednak Kordys pokazał mu, że słowo "narty" było już wcześniej wykorzystywane w polskich źródłach, przyjął jego argumentację.
Także jeśli chodzi o stronę organizacyjną, zdziałał bardzo wiele. W lutym 1907 r. był współzałożycielem klubu narciarskiego ZON TT (Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego), a potem przez dwa lata jego prezesem. Klub istnieje do dzisiaj i jest obecnie najstarszym stowarzyszeniem narciarskim w naszym kraju, a w jego siedzibie, w Zakopanem przy ulicy Kasprusie 42, na ścianie wisi zdjęcie Mariusza Zaruskiego, jednego ze współtwórców klubu, a w jego archiwum znajdowała się karykatura Zaruskiego, jako pogromcy lawin, który w stroju turystycznym, z pałeczką dyrygencką w rękach, kieruje lawinami. Obecnie karykatura ta znajduje się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, które z wielką pieczołowitością przechowuje też czekan i ciupagę turystyczną Zaruskiego.
Zaruski propagował narciarstwo także swoim znakomitym piórem. Pisał o górach z polotem, a jego teksty czyta się do dzisiaj jednym tchem. Pisał przewodniki narciarskie: w 1908 r. wspólnie z Henrykiem Bobkowskim Podręcznik narciarstwa według szkoły lilienfeldzkiej, w 1912 r. książeczkę O zachowaniu się na wycieczkach zimowych w Tatry, a w 1913 r. Przewodnik narciarski po Tatrach Polskich z pierwszą mapą występowania lawin w Tatrach Polskich. Dokonał też wielu odkryć i wynalazł między innymi: więźlice sznurowe - zakładane pod narty umożliwiały podchodzenie, pochyłościomierz - do mierzenia jak pisał, nastromienia stoku, składane dwa kijki - które w stromym terenie łączył w jeden używając do trudnych zjazdów. Zaruski wymyślił sposób zaciągania sznurowadła w bucie narciarskim za pomocą jednego pociągnięcia. Narciarzem był znakomitym, jeździł pewnie, rzadko upadał, a gdyby nawet, to długo oglądał miejsce upadku, badając jego przyczynę.
Narciarskie osiągnięcia Zaruskiego były imponujące, biorąc pod uwagę jakość ówczesnego sprzętu, a ukoronowaniem jego działalności było narciarskie wejście na Kościelec w roku 1911, związane z zakończeniem kursu narciarskiego dla przewodników góralskich. Zjazd z Kościelca tak opisuje Zaruski w swoich wspomnieniach: - Wiążemy się liną i ruszamy. Twardy i stromy śnieg, rozciągający się między dwiema przepaściami a gęsto poprzerywany lodowemi polami, nakazywał nam wielką uwagę i zupełnie usprawiedliwioną ostrożność, upadek na tych płaśniach mógł pociągnąć za sobą fatalne następstwa. Asekurowaliśmy się przeto kolejno w ten sposób, że gdy jeden z nas stał niżej o długość liny (25 metrów) mocno w śnieg wkopany, drugi puszczał się na dół i zatoczywszy wielkie półkole, zatrzymywał się o 50 metrów od miejsca, z którego wyruszył. Tak kolejno wielkimi łukami zjechaliśmy do progu lodowego, ale i tu nart nie odpięliśmy. Jechałem pierwszy. Narty poniosły mię jak wściekłe, panowałem jednak nad niemi, zatoczyłem łuk i obróciwszy się na drugą stronę, zbliżałem się do kresu swego zakosu, gdy narta mi się podwinęła na buli lodowej i upadłem. Od razu z zawrotną szybkością zacząłem spadać. Od razu też, leżąc, miałem już czekan pod pachą i z całej siły nim hamowałem. Czekan szarpał się i zgrzytał po lodzie, czułem jednak, że jestem panem sytuacji i zwalniam biegu. Jakoż po chwili się zatrzymałem. Równocześnie prawie poczułem targnięcie liny, która się skończyła.