To i owo o dawnym sprzęcie narciarskim...
Ciekawe są uwagi Barabasza co do dawnego sprzętu. I tak uprząż (wiązania) zmieniała się stale, ze skórzanej, poprzez trzcinową, a skończywszy na metalowej. Wiązanie metalowe (lilienfeldzkie) pomysłu Zdarsky'ego było dla Barabasza zbyt ciężkie, więc skonstruował własnym pomysłem wiązanie metalowe, lżejsze od Zdarsky’ego i narty własnego pomysłu o długości 1,7 metra, oznaczone inicjałem "SB" (Stanisław Barabasz). Narty te znajdują się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. Barabasz widział nawet narty z dziobami z forniru, przymocowane gwoździami i napięte jak łuk, a jeden z narciarzy przymocował kawałek kalosza do nart i tak jeździł - pomysłów więc było wiele! Jak widać potrzeba była i jest matką wynalazków. Barabasz zrobił także narty o długości tylko 1 metra. Wiele eksperymentował z drzewem, wiązaniami i smarami. Pod narty podkładano w czasie podejścia klocki drewniane, które uniemożliwiały ślizganie się desek, albo noże żelazne do szreni (te w unowocześnionej formie używane są przez narciarzy-turystów do dzisiaj - przyp. W.S). Z czasem okręcano narty sznurem na całej długości, co potem unowocześnił Mariusz Zaruski, tworząc tzw. węźlice sznurowe, lub Klimek Bachleda, wymyślając "würstle", czyli kiełbaski - klocki z drewna podkładane pod ślizgi.
Barabasz wiele pisał o ubiorach pierwszych narciarzy. I tak jeśli chodzi o buty to najpierw używano zwykłych kapców suknianych, które okazały się jednak nieprzydatne na stokach oblodzonych i wtedy weszły do użycia buty podkute. Dla ochrony przed wszędzie wciskającym się zimnem ubierano kożuszek, a na głowę kominiarkę, z czasem pojawiły się peleryny kupowane w sklepie Mizzi Langer w Wiedniu. Panie, pierwsze polskie narciarki, jeździły w stroju miejskim, w spódnicach i kapeluszach udekorowanych kwiatami, piórami i wstążkami, co widać na zdjęciu sióstr Urbańskich ze zbiorów MT. Jak ubieraliśmy się? Zwyczajnie. Nosiło się co kto miał, nikt się specjalnie do nart nie ubierał. Żadne sporty zimowe nie były jeszcze rozwinięte, a zatem idzie moda dotycząca ubrania. A więc nosiło się kurtki lub kożuszek, były i peleryny w użyciu. Na głowie czapka barania, lub kapelusz, a nawet i melonik się widziało. Na nogach wysokie buty a najchętniej kapce, bo to przecie zima i śnieg. W ogóle ubieraliśmy się za ciepło[19] Barabasz opisał we Wspomnieniach narciarza pierwszych zakopiańskich narciarzy, między nimi także Klemensa Bachledę. Słynny przewodnik góralski Klemens Bachleda był bowiem pierwszym z górali, który nauczył się jazdy na deskach. We Wspomnieniach narciarza czytamy: Z górali pierwszy Klimek Bachleda zrozumiał wartość nart, zrobił je sobie sam, uprościwszy więźbę lilienfeldzką i nauczył się jeździć. On też odbywał wycieczki z obcymi turystami, gdy który tu w zimie zabłądził. Przybyła tu znana turystka p.D., zdaje mi się z Pesztu. Klimek, jako umiejący po niemiecku, służył jej za przewodnika na Przełęcz Goryczkową. Pytaliśmy się później Klimka o tę wycieczkę, a wiedzieliśmy, że słabo jeździł. "Eh, co tu opowiadać, gdy stanęła na Goryczkowej, rozglądnęła się po Luptowie, założyła kij za kark i fukła dołu nazad ku szałasom, a ja stary musiałem się dopiero za nią poniewierać po śniegu"[20].
[19] S. Barabasz, Początki mojego narciarstwa, archiwum MT, AR/NO/326, s. 5
[20] Wspomnienia narciarza, s. 25. O narciarstwie K. Bachledy w artykule J. Rostafińskiego, Na Klimkowych würstlach, "Wierchy 1927.