Jak wspominał Barabasz znowu w 1901 r. rozpoczął swą agitację na rzecz narciarstwa od nowa, ze zdwojoną siłą. Energicznie propagował nowy sport wśród nauczycieli i uczniów zakopiańskiej szkoły Przemysłu Drzewnego... każdy z nauczycieli próbował jazdy na nartach, choćby raz przez grzeczność. Młodszym bardzo się podobała ta zabawa, starszym nie. Wyszukaliśmy w jakimś cenniku rysunek nart typu telemark, zrobiliśmy według niego kilkanaście par nart dla nauczycieli i uczniów, którzy zaczęli odtąd ten sport uprawiać. Wypada pochylić czoła przed wielką pracą Stanisława Barabasza dla narciarstwa. Zaczął także organizować wycieczki w Tatry. W 1903 r. Barabasz ogłosił w czasopiśmie "Zakopane" artykuł "Dwie wycieczki", dotyczący wycieczek narciarskich na Przełęcz Pod Kopą Kondracką i do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Wycieczkę pierwszą odbył w dniu 14 marca 1903 r. wraz z towarzyszem swej pierwszej wyprawy - Janem Fischerem i drem Kulińskim. Podczas tych wycieczek, jak wspomina Barabasz, nauczył się jazdy łukami, której dotąd nikt w Zakopanem nie znał. Na Kalatówki narciarze doszli na nogach ciągnąc narty za sobą, metodą nazywaną wtedy w dawnym środowisku narciarzy "na pieska", potem przypięli narty i wyszli na nich aż na samą przełęcz. Autor artykułu pisał ...kto by sądził, że łyżwy ciążąc u nóg utrudniają wejście w górę, ten się myli, gdyż jadąc w zakos do góry, wcale się nóg nie podnosi od śniegu, a pozostając ciągle na jego powierzchni. Na próbę zdjąłem łyżwy i zacząłem się zapadać powyżej kolan. Śnieg sypki, pod spodem zaś zmarzły, na wielkiej pochyłości nie dawał oparcia i nogi się usuwały. Uszamotawszy się należycie, wdziałem napowrót łyżwy[16].
W roku 1905 zdobył na nartach pierwsze dwutysięczniki, Kopę Kondracką (2005 m) i Małołączniak (2096 m) z Hali Kondratowej. Świadczy to o wzroście poziomu techniki narciarskiej i umiejętności narciarzy. Bardzo interesujące są opisy pierwszych zjazdów, które skreślił swym piórem: Zaczyna się tedy szalona jazda w zakosy. Śnieg zaczyna padać, mijam towarzysza, który nas opuścił, wywracam wspaniałego kozła, który mi łyżwy poprzekręcał w niemożliwy sposób, iż wstać nie mogłem, dopiero odpiąłem narty z trudem i puszczam się dalej. Z powodu padającego śniegu, mroku od ciemnej chmury nad nami, i braku odznaczania się terenu śnieżnego, szybkość pędu poznawało się dopiero, mijając jakiś kamień lub skałkę. A był on niezwykły, skoro w pół godziny zjechało się na Halę Kondratową, skąd widziałem przez płatki śniegu drobne punkciki mych towarzyszy wysoko w górze[17]. Czerwone Wierchy do dzisiaj należą do ambitnych wycieczek narciarskich w okolicy Zakopanego, dlatego trzeba podkreślić, że narciarze z kręgu S. Barabasza wybierali za cel swych wypraw cele bardzo ambitne. Wiemy także jakie były trasy narciarskie ówczesnych narciarzy. Jeżdżono głównie na Hali Gąsienicowej, nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, pod Przełęczą Liliowe i Beskidem, na Kasprowym, Przełęczy Goryczkowej, Hali Kondratowej, Czerwonych Wierchach, w Małej Łące i Miętusiej. Celem wycieczek stawały się szczyty i przełęcze coraz trudniejsze, o czym świadczy zdobycie Giewontu i Kamienistej. Technika zjazdu była zróżnicowana skoro jak wspomina Barabasz niektórzy zjeżdżali na plecach, na nartach, głową w dół itd. Ci pierwsi narciarze nie dostrzegali prawie niebezpieczeństwa ze strony lawin. Dopiero śmierć Mieczysława Karłowicza pod Małym Kościelcem otwarła im oczy. Można przyjąć, że wyprawy te to pierwsze poważne "wyrypy narciarskie", jak nazywał takie wycieczki inny znany narciarz zakopiański, Józef Oppenheim.
Nastrój na tych wycieczkach był zawsze dobry, o czym świadczy niniejszy fragment, pełen humoru: Jednemu z nowicjuszów, który ogromnie się palił do nart i poszedł z nami pierwszy raz do Czarnego Stawu, przy zjeżdżaniu na Halę Gąsienicową, gdy przysiadł nagle, pękła dolna część ubrania na siedzeniu od pasa w dół. A że tęgi chłopak był, połówki rozwarły się szeroko, tworząc lustro, jak u rogacza, którego krótka kurtka pokryć nie mogła - ale z tego sobie nic nie robił, dopóki byliśmy w górach, dopiero, gdy zaczęliśmy wracać, chciał jakoś to zakryć, ale nie było sposobu, peleryny nikt nie miał z sobą, igły i nici także, a szpilkami spinać w tem miejscu było trochę ryzykownie. Wracaliśmy za dnia. W Kuźnicach znaleźliśmy na szczęście furkę, co uratowało sytuację. Ale w drodze spotkała nas siostra jednego z uczestników wycieczki, która wyszła naprzeciw niego i przysiadła się do nas. Tego już było za wiele naszemu bohaterowi, nie wiedział, co z sobą zrobić, a miał pierwszy wysiąść na Krupówkach. Zagadywaliśmy więc panienkę, ile się dało, aby odwrócić uwagę od wysiadającego, i jakoś umożliwiło mu się odwrót[18].
[16] Zakopane, R. 1902, w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem, tamże.
[17] St. Barabasz, Dwie wycieczki, maszynopis w zbiorach MT, AR/NO/326. s.2.
[18] Wspomnienia narciarza, s.18, tamże