Tak opisał swój pierwszy skok na skoczni w Jaworzynce Stanisław Marusarz. Marusarz oddał skok w wieku kilkunastu lat:
Po skończeniu zawodów Jaworzynka opustoszała. Zostaliśmy sami z kolegami. Niewiele się zastanawiając powziąłem decyzję - spróbuję sił na skoczni jaworzyńskiej! Narty miałem z sobą. Zacząłem się drapać na rozbieg, który był zbudowany z drzewa na znacznej wysokości. Przypomniały mi się przestrogi ojca, a przed oczami stanęły wszystkie chyba kaleki, jakie widziałem w życiu. Wahałem się przez dłuższą chwilę, czy w ogóle skakać. Ale oto doszedł mnie śmiech i drwinki kolegów. Moje postanowienie dojrzało. Na złość kolegom wdrapałem się o dwa metry wyżej i bez namysłu ruszyłem w nieznaną przepaść. Na szczęście moje krótkie i niesmarowane deski słabo mnie niosły. Traciłem szybkość. Narty rozjeżdżały się na boki, gdyż rowki były krzywo żłobione. Skulony więcej ze strachu niż z potrzeby "stylu" zbliżałem się nieuchronnie do progu. Rany Boskie! Próg!!! Wyprężyłem instynktownie ciało i rzuciłem się do przodu niczym w paszczę niedźwiedzia. Pierwsze wrażenie? Zachłysnąłem się silnym pędem powietrza, zimnego powietrza. Zdawało mi się, że zleciałem z turni wprost do stawu z lodowatą wodą. Pode mną rozwarła się przepaść stokroć większa, niż mogłem przypuszczać. Strach zabił całą emocję skoku. Nad zeskokiem szarpnąłem nerwowo ciałem. Efekt był taki, że wylądowałem na głowę. Mimo nieprawidłowego lądowania, poczuwszy "grunt pod głową" doznałem uczucia ulgi. Fikając koziołki zsuwałem się po zeskoku w dół. Wykonywałem przy tym rozpaczliwe ruchy starając się zachować prostą linię spadku, aby, znalazłszy się na przechodzącym w poprzek zeskoku mostku, nie stoczyć się do strumyka, co mi się zresztą szczęśliwie udało. Zatrzymałem się u podnóża skoczni przy akompaniamencie głośnych drwin kolegów. Słabe tempo na rozbiegu spowodowało, że mimo wysokiego progu skoczyłem niewiele ponad 10 metrów. Tak wyglądał mój chrzest na zawodniczej skoczni. Nie przejmując się tym niefortunnym początkiem postanowiłem przychodzić częściej na Jaworzynkę[8].
6 stycznia 1926 r. rozegrano w Jaworzynce konkurs skoków, zorganizowany przez Oddział Narciarski "Sokoła" w Zakopanem. Odbyły się dwie serie skoków. W klasie seniorów I klasy zwyciężył A. Krzeptowski I, z długościami 26, 29 m, drugi był Władysław Czech - 20, 25 m, trzeci S. Sieczka (wszyscy reprezentowali barwy ON "Sokół" Zakopane). W klasie seniorów II klasy zwyciężył W. Mietelski - 15, 19 m, drugi W. Żytkowicz - 23, 26 m, trzeci - Józef Lankosz - 24, 24 m. W klasie seniorów III klasy zwyciężył F. Cukier - 23, 29 m, drugi - E. Wilga - 26, 22 m, trzeci F. Graca - 17, 22 m. W klasie juniorów zwyciężył Bronisław Czech - 23, 25 m, drugi Sykała - 12, 14 m, trzeci - F. Grabysz - 13 m. Sensacją był skok Stanisława Gąsienicy Sieczki na 36,5 m, niestety zakończył się upadkiem (byłby to najdłuższy skok w historii tej skoczni - przyp. W.S). Podczas skoków na tej trudnej skoczni Kapeniak przy pierwszym skoku zbyt późno wyszedł z progu upadł na plecy i zemdlał, nie odnosząc na szczęście żadnych poważniejszych obrażeń. W ogóle na skutek ciężkich warunków jak podała prasa zakopiańska, nawet około 70% skoków skończyło się upadkiem lub podparciem. Na zawodach skoki zakopiańczyków oglądało około 1000 osób, co jest liczbą znaczną[9]. Skocznia "przypomniała się" zakopiańczykom podczas konkursu zorganizowanego 28 lutego 1926 r. Osiągnięto wtedy rekordowe dla Jaworzynki odległości - mianowicie 34 metry skoczył wtedy Stanisław Gąsienica Sieczka, który był zwycięzcą konkursu. 28 i 33 metry osiągnął Henryk Mückenbrunn, a 28 i 30 metrów Andrzej Krzeptowski I. Mimo niewielkiej ilości śniegu skoki udały się, a 34-metrowy skok Stanisława Gąsienicy-Sieczki był nowym rekordem obiektu w Jaworzynce.
[8] Stanisław Marusarz, Na skoczniach Polski i świata, Warszawa 1974, s. 17-18.
[9] Kronika zakopiańska. 6.01.1926. Zawody skoczków narciarskich w Jaworzynce, w zbiorach SN PTT Zakopane.