"Dziadek" polskiego narciarstwa
Odkąd pamiętam, mówiono o nim nie Stanisław Marusarz, ale "Dziadek". Zawsze byłem ciekaw skąd wzięło się to określenie? Wyjaśnienie jest następujące:
Zdarzenie miało miejsce w Bańskiej Bystrzycy w 1947 roku. Zgłodniałym kolegom, (bo wyżywienie nie było odpowiednio obfite) przyniósł Marusarz do hotelu świeże chleby. Rozdał je właśnie, zapominając o leżącym w łóżku, kontuzjowanym Janie Gąsienicy-Ciaptaku. Zwabiony zapachem chleba zwlókł się Jasiek z łóżka i z ogromnym żalem powiedział: "Dziadku, a o mnieście zabocyli"!. Sytuacja była na tyle komiczna, że utrwaliła się w pamięci obecnych, utrwaliło się także miano: "DZIADEK", które ma wyrażać - jak zapewnia Jan Ciaptak - nie tyle określenie wieku, co według tradycji góralskiej szacunek[1].
"Dziadek" często spotykał się z młodzieżą opowiadając jej o narciarskich startach i czasach okupacji. Stawał się coraz bardziej osobą publiczną. Udzielał setek wywiadów do gazet, telewizji. Marusarz oprowadzał także na nartach po Tatrach i Podhalu prezydenta Finlandii Urho Kekkonena, gdy ten przyjechał do Zakopanego. Od prezydenta otrzymał piękną wiśniową wiatrówkę i zielone biegówki "Karhu" produkcji fińskiej.
Marusarz i Jego Krokiew...
Wielka Krokiew, skocznia wzniesiona w 1925 r. nakładem i pracą klubu SN PTT, była widownią wielkich sukcesów Stanisława Marusarza. Skocznia ta stanowiła osobny, niezwykle piękny rozdział w sportowej karierze Marusarza. Stanisław Marusarz był jej wielokrotnym rekordzistą i gdy tracił rekord, gdy ktoś z młodszych skoczków mu go wyrwał, to walczył znowu o pierwszeństwo. W 1955 r. rekord Krokwi ustanowił Antoni Wieczorek skokiem na 86,5 metra. Stanisław Marusarz wyzwał swojego kolegę-skoczka na otwarty pojedynek. Marusarz był już bardzo zmęczony, gdyż miał za sobą trzy skoki, w tym jeden z ciężkim upadkiem. Mimo to pomaszerował z nartami na Krokiew. Marusarz miał wtedy 42 lata! Rozpoczął się pojedynek między dwoma znakomitymi skoczkami- Marusarz skoczył w trzech seriach: 89, 90 i 92,5 metra, ale ostatniego skoku nie ustał. Jak wspominali dziennikarze straszliwie go sponiewierało. Mimo to po skoku wstał i powiedział: - Będę jeszcze skakał! ...Nie mogę się tego wyrzec, nie mogę! Natomiast Wieczorek skoczył 91 m i skok ustał - odtąd był to nowy, z tym, że nieoficjalny, rekord Krokwi. Dwa rekordy Krokwi są związane z narodzinami jego córek - Barbary i Magdaleny Marusarzówien, bowiem w dniu ich narodzin pobił rekord Krokwi.
W 1957 r. gdy oficjalny rekord Krokwi należał do znakomitego skoczka NRD, Harryego Glassa, Marusarz wezwał najlepszych zakopiańskich skoczków do pobicia rekordu. I znowu motorem bicia rekordu był "Dziadek" Marusarz. Już po zakończeniu oficjalnego konkursu Marusarz, Andrzej Gąsienica-Daniel i Roman Gąsienica Sieczka podjęli próbę bicia rekordu Krokwi. Pierwszy skakał "Dziadek" - wylądował na 93 metrze, lecz skoku nie ustał. Drugi skakał Sieczka i po wspaniałym locie lądował na 89,5 m, tak więc rekord pobił o 1,5 metra. Kolega klubowy Sieczki, Daniel skoczył 92,5 m, po ogłoszeniu wyniku wielki entuzjazm zapanował na skoczni. Doping kibiców pomagał zawodnikom, bo w drugiej serii, w której "Dziadek" skoczył pewnie 91 m. Drugi skakał Sieczka - 93,5 m. Teraz wszyscy czekali na skok Daniela. Daniel wychodzi wspaniale z progu, tuż potem przybiera najbardziej aerodynamiczną sylwetkę, leży wprost na deskach, wychylony do przodu. Skoczył 98 metrów, lecz skok podparł. W ten sposób "Dziadek" Marusarz bił rekordy na swojej Krokwi, a młodych zachęcał by rzucali losowi wyzwanie - kto skoczy dalej?
[1] Aniela Tajner, Legendy polskiego sportu....