Powiadom rodziców, gdy idziesz w Tatry. Dzwoń do TOPR, jeżeli twój bliski nie wrócił z gór.
Niemal codziennie na centralę Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego dzwonią ludzie z całej Polski i proszą ratowników, aby szukali w Tatrach ich bliskich, bo ci nie dają znaku życia, nie dzwonią.
Zapewne więc, przypuszcza rodzina – poszli w góry i coś złego się stało...
– Te telefony do nas od zaniepokojonych krewnych nasilają się, gdy dochodzi w Tatrach do jakiegoś wypadku. Wtedy rzeczywiście wiele osób dzwoni z prośbą o informację – wyjaśnia Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
W większości przypadków jednak, jak mówią toprowcy, okazuje się, że ich bliscy w ogóle nie byli w Tatrach, a nie odzywali się do rodziny z różnych powodów. Niestety, ich milczenie bardzo często oznacza dla TOPR sporo pracy.
– Szczególnie teraz w sezonie, takich fałszywych alarmów mamy sporo – twierdzi Stanisław Nowak, ratownik dyżurny TOPR. – Ludzie dzwonią, bo ktoś z ich bliskich przyjechał do Zakopanego i nie odzywa się, ale nie wiedzą, czy miał iść w góry. Oczywiście, nie lecimy od razu na poszukiwania. W takich przypadkach mamy odpowiednie procedury.
Ratownik sprawdza, czy istnieje prawdopodobieństwo wypadku, gdzie się dana osoba zameldowała czy zatrzymała (np. w schroniskach), pyta na policji, w straży granicznej.
– By oszczędzić nam pracy, najlepiej mieć stały kontakt z bliskimi – radzi naczelnik Krzysztof. – Powiadomić ich o swoich planach, że np. jutro idziemy w dane miejsce w Tatrach. A jeżeli te plany nam się zmienią, wysłać SMS-a do rodziny z taką informacją. Warto też powiadomić, gdy już wróciliśmy z gór.
Niewiele nas to kosztuje, a zaoszczędzi troski naszym bliskim, szczególnie rodzicom, którzy, gdzieś tam daleko w Polsce zamartwiają się, co mogło się nam stać.
A kiedy dzwonić do TOPR i prosić o pomoc? Gdy wiemy na pewno, że nasi bliscy wybrali się w góry i nie odzywają się. Kiedy rano na drugi dzień nadal milczą, lepiej powiadomić TOPR.
Halina Kraczyńska