Psy lawinowe oraz kilkunastu ratowników z Polski, Czech, Rumunii i Słowacji bierze udział w tygodniowym praktycznym szkoleniu poszukiwania ludzi zasypanych przez śnieżne lawiny. Kurs odbywa się na Hali Gąsienicowej w Tatrach i polega m.in. na zakopywaniu pozorantów w lawinisku i szukaniu ich przez czworonożnych ratowników.
Szkolenie ma prawdziwą zimową scenerię. Przez całą środę padał gęsty śnieg i wiał mocny wiatr, w porywach przekraczający sto kilometrów na godzinę. Na psach nie robiło to większego wrażenia. TOPR-owcy nie kryją, że jednak nie każdy pies nadaje się na ratownika. – Tu także zdarzają się beztalencia – mówi Jerzy Maciata, ratownik TOPR i przewodnik psa lawinowego Vero. – Ze zwierzakami jest tak samo jak z ludźmi. Jeden pojmie od razu o co chodzi, drugi nie da rady, choćby mu łopatą do głowy wiedzę wkładać – dodaje TOPR-owiec.
Całe szkolenie psa lawinowego trwa około dwóch lat i kosztuje nawet 50 tysięcy złotych. Nie wszystkie rasy nadają się do tego, aby pomagać ratownikom TOPR w poszukiwaniach na lawiniskach. Musi to być pies duży, wytrzymały, najlepiej wilczur, sznaucer lub labrador. Każdy musi umieć dawać sobie radę w bardzo trudnych warunkach.
– Szkolenie zaczyna się już od szczeniaka – mówi Adam Marasek, zastępca naczelnika TOPR. Gdy piesek ma kilka miesięcy, jest przyuczany do posłuszeństwa. Kiedy osiągnie rok, zaczyna się go przygotowywać do szukania ludzi. Chowa się przednim w śniegu jego ulubioną zabawkę, potem pod śniegiem skrywa się sam właściciel, a na końcu ukrywa się pozoranta, czyli obcą osobę. I cały czas szkolenie psa trzeba prowadzić jako zabawę. Po dwóch latach ćwiczeń czworonożny ratownik musi uczestniczyć w prawdziwych akcjach, aby podnosić swoje umiejętności ratownika.
– Mój kochany Vero, 9-letni owczarek niemiecki, to weteran. Brał udział w ponad 30 akcjach poszukiwawczych i już niejednokrotnie znajdował ludzi w lawinisku – mówi Maciata.
Piotr Bednarz, ratownik TOPR, ma teraz dwa psy lawinowe. To Jessi i Tussi. – Jessi jest starsza i pracuje już dziewięć lat w TOPR. Była pierwszym psem, który zaczął szukać na lawinisku pod Rysami, gdy pod śniegiem zginęli licealiści i ich opiekun z tyskiego liceum. Bezbłędnie wskazała położenie zwłok – zachwala psa.
Jednak tacy czworonożni ratownicy nie mają wcale lekko. – Są stale narażeni na stres. Muszą się oswoić ze śmigłowcem, samochodem, skuterem śnieżnym czy ratrakiem – dodaje Bednarz. A to wymaga czasu i cierpliwości. Zwłaszcza od ludzi.
Przemysław Bolechowski