To była najtargiczniejsza lawina w historii. Śnieg zabił w górach ośmioro młodych ludzi.
Wczoraj minęło dokładnie pięć lat od tragicznych wydarzeń pod najwyższym polskim szczytem. 28 stycznia 2003 roku potężna lawina w Tatrach zabiła siedem osób – tyskich licealistów i ich opiekuna. Po miesiącu zmarła ósma ofiara śniegu w Tatrach.
Kilka lat później sąd uznał winnym wypadku nauczyciela geografii, który zorganizował zimową wyprawę na Rysy.
Bliscy ofiar nie chcą wracać do tragicznych wydarzeń, podobnie ratownicy TOPR. W zamian za to dziś w tyskim liceum zorganizowane będzie spotkanie uczniów z ratownikami Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i z pracownikami Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Przypomnijmy, 28 stycznia 2003 roku pod Rysami lawina zasypała 13–osobową wycieczkę – jedenastu licealistów i dwóch opiekunów. Licealiści wpadli do Czarnego Stawu. Kroniki TOPR nie odnotowały tragiczniejszej w skutkach lawiny w historii polskich Tatr. W akcji ratunkowej brało udział ponad 50 osób i wszystkie psy lawinowe. Poszukiwania ciał ostatecznie zakończyły się dopiero 17 czerwca, gdy w górach puściły śniegi.
Mimo że od tamtych tragicznych wydarzeń minęło już pięć lat, wciąż wielu osobom trudno zapomnieć koszmar tamtych chwil.
– Wspomnienia zostają – podkreśla Adam Marasek, zastępca naczelnika TOPR, który dziś jedzie do Tychów. – Ale staram się już wyciszać emocje i podchodzić do tego na trzeźwo, żeby móc z tamtych wydarzeń wysnuć jakieś wnioski. Na spotkaniu nie zamierzamy szczególnie wracać do tragedii. Chcemy natomiast mówić o bezpieczeństwie. Powiedzieć, jak się zachowywać w górach, jak się przygotować do wycieczki.
Ratownicy mówią, że trudno jest ocenić czy turyści wybierający się zimą w Tatry wyciągnęli z wydarzeń pod Rysami jakieś wnioski. Przez pierwsze dwa lata po wypadku obserwowano zmniejszenie ruchu zimą. Teraz znów sporo ludzi chodzi po Tatrach. Pozostaje pytanie: czy turyści stali się ostrożniejsi i potrafią właściwie oceniać zagrożenie lawinowe.
– Często zwracamy ludziom uwagę – mówi Stanisława Giewont, gaździna z Kuźnic. – Mówimy, że w Tatrach jest źle, żeby nie szli. Ganimy, że idą w półbutach. Ale oni często nic sobie nie robią z naszych rad.
Przemysław Bolechowski