E-mail Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Tatry
Aktualności
 ABC turysty
   Przygotowanie
   Ekwipunek
   Informacje TOPR i TPN
   Oznaczenia szlaków
   Przewodnicy
   Przejścia graniczne
    Bezpieczeństwo
      Gdy spotkasz misia...
      Lawiny
      Ku przestrodze...
      Bezpieczeństwo, porady
   Zwierzę na szlaku
   Schroniska
 O Tatrach
   TPN i TANAP
   Klimat
   Geologia
    Zwierzęta
      Gatunki
   Rośliny
    Tatry w liczbach
    Historia
 Encyklopedia Tatr
   Alfabetycznie
   Tematycznie
   Multimedia
 Wycieczki
   Zaplanuj wycieczkę
   Miejsce startu
   Miejsce docelowe
   Skala trudności
   Wszystkie
 Jaskinie tatrzańskie
    SKTJ PTTK
      Aktualności
      Działalność
      Kurs
      Wspomnienia
      Polecane strony
      Galeria
      Kontakt
   Powstanie jaskiń
   Krążenie wody w skałach
   Nacieki
   Morfologiczne typy
   Klimat jaskiń
   Powstanie jaskiń tatrz.
Zagadki tatrzańskie
 Aktywny wypoczynek
   Taternictwo
   Speleologia
   Paralotnie
   Ski-alpinizm
   Narciarstwo
   Na rowerze
   Turystyka jaskiniowa
   Trasy biegowe
   Turystyka piesza
   Sporty wodne
Galeria
Warunki w Tatrach
Forum dyskusyjne
Zakopane, Tatry, Podhale
E-mail
Hasło
» Załóż konto
» Zapomniałem hasła
Zakopane


zapamiętaj numer alarmowy w górach!!!
0 601 100 300
 nawigacja:  Z-ne.pl » Portal Zakopiański

Działalność
Dwadzieścia lat SKTJ PTTK– sukces i tragedia
 dodano: 17 Stycznia 2008    (źródło: Marek Lorczyk)


Nasze  początki
Sądecki Klub Taternictwa Jaskiniowego PTTK istnieje już dwadzieścia lat. Założony został przy Oddziale PTTK „Beskid” w Nowym Sączu przez Annę Antkiewicz i Krzysztofa Hancbacha , oraz garstkę ich przyjaciół w 1984r.  Prezesem Klubu zostaje Anna Antkiewicz i kieruje pracami klubu aż do 2004 roku. Początkowo Klub działa jako sekcja Katowickiego Klubu Speleologicznego. Od pierwszych lat duży nacisk był położony na szkolenia młodych adeptów taternictwa, dzięki czemu już w 1988 roku Klub zostaje samodzielnym członkiem Polskiego Związku Alpinizmu. Przez te dwadzieścia lat zorganizowaliśmy 761 wypraw do jaskiń tatrzańskich, w międzyczasie zwiedzaliśmy również jaskinie jurajskie. Wyprawy tak sportowe, jak i te mające na celu poznawanie nowych jaskiń nie wszystkim dawały satysfakcję, zaczęliśmy szukać w jaskiniach nowych doznań. Motorem tych działań jest Anna Antkiewicz, czyli po prostu nasza Prezesowa.
To ona zaszczepia w nas żyłkę odkrywców. Zaczynamy od poszukiwań jaskiń w okolicznych Beskidach. Tam odkrywamy między innymi Jaskinię Niedźwiedzią, która po wykonaniu dokumentacji, ze swoimi ówcześnie 320 metrami długości okazuje się być trzecią pod względem długości jaskinią fliszu karpackiego w Polsce. W 1988 roku próbujemy swoich sił w Jaskini Wysokiej co doprowadza, w trakcie trwającego 144 godziny biwaku, do odkrycia w Partiach Trzech Muszkieterów 80 metrowego ciasnego korytarzyka nazwanego Piekiełkiem. W międzyczasie cały czas prowadzimy działalność sportową, w 1988 dokonujemy pierwszego w Polsce integralnego przejścia wszystkich den w Jaskini Bańdzioch Kominiarski. W czasie 99 godzin zespół pokonuje 1440 metrów deniwelacji. Rok później jako pierwsi przechodzimy jaskinię Śnieżną Studnię do Syfonu Drzemiącego na głębokości –692m bez biwaku.
Przyszedł wreszcie czas odkryć
 W 1990 roku zainteresowaliśmy się wąską szczeliną w jaskini Nad Dachem, po jej pokonaniu odkrywamy ponad 600 metrów korytarzy i łączymy ją z Ptasią Studnią. To już jest jakiś sukces, ale i motywacja do dalszych poszukiwań. Tak też się staje. W latach 1991-1993 w jaskini Ptasia Studnia odkrywamy ponad 3000 metrów korytarzy i studni. Nazywamy je Partiami Sądeckimi. Odkrywamy również podziemne jezioro Wielkiego Kłamcę, które ze swoimi wymiarami 20m długości i 77 szerokości okazuje się największym podziemnym jeziorem Tatr. Nie spoczywamy na laurach, bierzemy udział w wyprawach w Alpy Salzburskie. Tam w latach 1990-1994 uczestniczymy w odkrywaniu Jaskini Skrzata do głębokości –677m. Była to jedna z najtrudniejszych jaskiń, w jakich przyszło nam działać. Anka jednak cały czas namawia nas do poszukiwań w naszych Tatrach. W 1995 roku w jaskini Małej w Mułowej znajdujemy bardzo wąski przesmyk w dnie. Niestety nie udaje się nam go pokonać. Wracamy więc do Ptasiej Studni. Dokonujemy pomiarów jaskini, później żmudnych obliczeń i tak powstaje pierwsze całościowe opracowanie systemu. I znowu najwięcej pracy wkłada w to Anka. To ona w jaskini rysuje szkice, przy pomocy których później powstaje plan i przekrój jaskini. Jest to ogromna praca, w końcu pomierzyliśmy tam ponad 6 km jaskini. Wydawać by się mogło, że to nie tak wiele, ale np. pomiary 80 metrowego wąskiego Gorącego Meandra trwały prawie 8 godzin. Początek trzeciego tysiąclecia to powrót do Ptasiej Studni. Po bardzo trudnej wspinaczce dochodzimy do stropu Sali Dantego, tam odkrywamy kilkadziesiąt metrów korytarzy. Tyle samo odkrywamy na końcu Partii Sądeckich. Cały czas przechodząc obok Małej w Mułowej, coś nas do niej ciągnie, wielokrotnie próbuję pokonać przewężenie,ale zawsze coś staje na przeszkodzie.
Przyszedł jednak ten dzień – Mała „puściła” !
21 lipca 2002 roku zespół w składzie Paweł, Józek i Czechu pokonują przewężenie  i jak to mówi się wśród grotołazów jaskinia puściła.
Radość była wielka, ale taka sama była niepewność. Jak daleko dojdziemy, jak głęboka będzie jaskinia, bo oczekiwania są wielkie. W książce wyjść wpisujemy bardziej dla żartu  „Mała –500”. Potem tak już zostaje. Po dwóch latach okaże się, że to stanie się faktem.
Ale po kolei. Pełni nadziei pokonujemy pierwsze studzienki, jak okazuje się zacisk 9 metrów od otworu skutecznie eliminuje część osób z udziału w eksploracji. Na placu boju pozostają ci najbardziej doświadczeni Anka Antkiewicz, , Czechu Zabrzeński, Paweł Wańczyk, Paweł Rams, ja, oraz nieco mniej doświadczony ale pełen chęci Józek Kołodziej. Jeszcze w lipcu dochodzimy nad 30 metrową studnię, a jako, że Anka ma akurat imieniny to nazywamy ją Studnią Anki. Z braku lin nie udaje się nam zjechać na jej dno.
Wracamy następnego dnia, zjeżdżamy Studnię Anki, potem kolejne 30 metrów i stajemy na półce z zaklinowanych bloków skalnych. Cieszymy się jak dzieci, półka urywa się i widać
czarną czeluść. Światło rozjaśnia tylko pierwsze metry. Rzucamy kamień i ...
To chyba sen, kamień leci 7 sekund, szybko liczymy ile to może być metrów. Wychodzi nam, że około 70. Niestety w worze jaskiniowym tylko 30 m liny. Pora wracać, jeszcze tylko kolejna nazwa, przecież średnia naszego wieku to prawie 40 lat, więc oczywiście to Studnia Geriawitów. Kończy się obóz pora wracać do codziennych obowiązków. Ale „furia explorica” jest ogromna.
 Już 16 sierpnia jesteśmy znowu w jaskini. Zjeżdżam pierwszy, po mnie następni. Na dole nagroda, sala do której zjechaliśmy jest ogromna. Takiej drugiej nie ma w Tatrach. Przy pomocy liny wstępnie mierzymy długość i szerokość, ma długość 85m a w najszerszym miejscu prawie 40m. Szybko szukamy dalszej drogi. Nie wyobrażamy sobie by to miał być koniec i rzeczywiście. Zjeżdżamy Studnię Kopernika ze Stańkowej i dochodzimy do Salki Pływającego Błota. Tutaj zatrzymujemy się po raz kolejny, znowu brak sprzętu i lin zmusza nas do wyjścia z jaskini. Tak jak poprzednio nie wytrzymujemy długo w domach, po tygodniu, z ciężkimi plecakami, znów podchodzimy w kierunku jaskini. Docieramy pod otwór, chwila odpoczynku, szybko przebieramy się w sprzęt jaskiniowy i ruszamy w dół.
W duchu każdy chce by znowu brakło lin, choć mamy ich sporo, ale gdy ich braknie to będzie znaczyło, że to nie koniec i będzie nadzieja na kolejne metry w głąb. A przecież nie wiemy tak na prawdę ile metrów w głąb doszliśmy, oceniamy, że około 200m. Na razie jednak nasze odkrycia są naszą najgłębiej skrywaną tajemnicą.
Ale przecież jesteśmy w jaskini, problemy zostają na powierzchni. Umysł i ciało w całości pochłania jaskinia. Szybko docieramy do miejsca gdzie zatrzymaliśmy się ostatnio. Osadzamy kolejne punkty, wieszamy kolejne metry liny, W myślach liczymy ile to metrów 250, 300 a może więcej. Kolejna większa Studnia Bryjowiaków, na jej dnie pojawia się płynąca woda, jako sądeccy patrioci nazywamy ja Łubinką. Kolejne progi, pojawiają się łupki. To zaczyna nas martwić. Łupki nie podlegają procesom krasowym, ale gdzieś tli się nadzieja, może uda się przez nie przebić. Niestety dochodzimy do dna, wąska szczelina w łupkach, na dodatek glina i ta wpływająca woda. Zdesperowani próbujemy się w nią wcisnąć, po chwili ubłoceni i przemoczeni rezygnujemy. Sprawdzamy jeszcze pochylnie odchodzącą w górę, niestety kończy się wąska szczeliną, na dodatek brak przewiewu. Czyli mamy dno, tylko jak głęboko jesteśmy. Gdzieś w głębi duszy pozostaje niedosyt, zjadamy „szturm - żarcie”, czyli po kawałku czekolady, i pora wracać. Z jaskini wychodzimy pełni planów, przecież po drodze pełno nie sprawdzonych miejsc, wielkie kominy w górę, tylko, że to nie będą już odkrycia łatwe, okupić je trzeba będzie wielkim wysiłkiem.
Teraz czekają nas pomiary jaskini, trzeba przecież zrobić plan i przekrój jaskini. Jak zwykle kartowaniem jaskini zajmuje się Anka , przy pomocy Zenka Tomasiaka, Magdy Jarosz, Czecha i Bogusia Wypycha dokonuje pomiarów, sama sporządza szkice przekrojów i planów. Potem przychodzi pora opracowania, na szczęście technika pomaga, można zrezygnować ze żmudnych obliczeń, komputer robi to w parę sekund, wystarczy tylko wprowadzić dane.
To przerosło nasze oczekiwania
Po obliczeniach okazuje się, że jaskinia ma 364 metry głębokości! To więcej niż się spodziewaliśmy. Przyszła pora na publikację odkryć. Artykuł w Gazecie Wyborczej powoduje tak wielką burzę medialną, że jesteśmy zaskoczeni. Dzięki temu uzyskujemy wsparcie Firmy FAKRO. Z wdzięczności największa sala zostaje nazwana Salą FAKRO. Potem kolejny sukces za eksploracje jaskini otrzymujemy nagrodę KOLOS 2002, która odbieramy na Spotkaniu Podróżników w Gdyni z rąk Macieja Kuczyńskiego.
Dla nas jednak najważniejsza jest eksploracja, niestety zima skutecznie uniemożliwia wejście do jaskini. Śnieg zasypuje studzienkę wejściową, pozostaje nam czekać do wiosny.
Mała w Mułowej –500 staje się faktem
Czekaliśmy nieco dłużej, dopiero w lipcu wchodzimy do jaskini by nakręcić film. Udaje się to dzięki firmie TP Internet, która wypożycza nam kamerę. Podczas powrotu Paweł wchodzi do korytarzyka odchodzącego z półki w Studni Anki. I to okazało się być początkiem nowego ciągu w jaskini. Korytarz Pyknięty doprowadził nad studnię. Razem z Józkiem 23 lipca 2003, prawie równy rok od pierwszych odkryć zjeżdżamy dwie studnie 50 i 20 metrową, nazywamy je Studniami Urodzinowymi. Niestety na dole łączą się one ze znanymi już fragmentami jaskini, ale wracając po drugiej stronie w stropie pierwszej studni wypatrzyliśmy okno. Wykonuję trudny trawers pod wiszącym blokiem skalnym i...
Znowu radość, jest ciąg dalszy, we dwóch pokonujemy trudne zaciski w Korytarzu Pokuty i dochodzimy nad próg. Dalszą eksplorację pozostawiamy na kolejne wejście. Znowu pełna mobilizacja sił, jak zawsze organizacją wszystkiego zajmuje się Anka. To ona ciągnie nas do jaskini a jej zapał udziela się nam wszystkim. Kolejne wyjazdy, kolejne metry jaskini.
Tym razem eksploracja jest znacznie trudniejsza. Wąskie szczeliny, zaciski, woda skutecznie spowalniają tempo eksploracji. Wreszcie zespół w składzie Anka, Czechu, Wojtek i ja stajemy nad kolejną wielką studnią. Tym razem kolej na Czecha, obładowany wiertarką, akumulatorami i workiem ze 120 metrami liny znika w ciemnościach studni. Patrzymy jak światełko lampy karbidowej oddala się od nas. Wreszcie jest na dnie, w worku zostały tylko trzy metry liny, szybko zjeżdżamy za nim, 115m zjazdu bez kontaktu ze ścianą nawet na nas robi wrażenie. Na dole rozczarowanie, dno studni zawalone jest blokami skalnymi, czuć przewiew, ale jak pokonać to ogromne zawalisko. Próbujemy się w nie wcisnąć, ale na próżno. Studnię nazywamy Czesanka, od imion lipcowych solenizantów Anki i Czecha. Kolejne wejścia do jaskini to próby znalezienia obejścia zawaliska w dnie studni. Niestety nieudane. Wreszcie Paweł z Wojtkiem przechodzą przez 14 metrowe zawalisko i znowu tempo eksploracji rośnie. Odkrywamy Czarny Ląd, Źródła Nilu, Nil, Korytarz Ludożerców
i dochodzimy do Sali na Wielkim Luzie, tam przychodzi zwątpienie, wąska szczelina w dnie, mimo że czuć z niej przewiew, nie daje szans na przejście. Kolejne akcje, w czasie których dokonujemy pomiarów jaskini. Podczas jednej z nich Paweł z Wojtkiem odkrywają Meander Ebola, który znowu rozpala nadzieję. Dochodzimy znowu do Nilu, przybywa w nim wody za sprawą kolejnych dopływów. Niestety podczas kolejnej akcji Anka, Piotrek, Czechu i ja dochodzimy poprzez kolejne trzy Katarakty do Syfonu Sądeczoków. I znowu pojawia się niedosyt, tyle wysiłku tyle pracy i już koniec?
Nie zniechęcamy się. Nad I Kataraktą znajdujemy stary ciąg, w Studni z węglarką znajdujemy obiecujące okienko. Trzeba się do niego wspiąć, ale brak już sił, czas tez nas goni. Do tworu przecież parę godzin. Wejścia są coraz trudniejsze, czas pobytu w samej jaskini to 18 godzin a przecież jeszcze trzeba dojść i wrócić na bazę, razem sporo ponad dobę, bez snu.
To staje się już męczące. Jednak radość z odkrywania jest wielka, przecież syfon leży na głębokości –444m, to już stawia jaskinię na czwartym miejscu pod względem głębokości w Polsce. Kolejny wyjazd i kolejne odkrycia, jest obejście. Czechu, Paweł i Piotrek odkrywają Meander Telo Pikny Kielo Cud. Ze względu na coraz większą długość jaskini decydujemy się na założenie biwaku. I tak początkiem stycznia Anka, Paweł, Czechu, Piotrek i Wojciech zakładają biwak, i dalszą eksplorację prowadza z niego. Odkrywają i mierzą kolejne metry, niestety, nie udaje się doprowadzić pomiarów do końca odkrytego meandra, ale wyniki sa imponujące głębokość –481m, pomierzona długość 2 800m, a to nie koniec, to co nie pomierzone na pewno jest poniżej 500m a długość przekracza 3km.
Sukces okupiony najwyższa ceną
Nasza radość jest wielka, kolejny biwak planujemy na koniec stycznia. Niestety, góry okazały się być dla nas okrutne. Podczas podejścia pod otwór jaskini Małej w Mułowej 28 stycznia 2004 roku lawina zabrała nam czworo naszych przyjaciół. Zginęli nasza Prezesowa Ania Antkiewicz, Magda Jarosz, Piotrek Trzeszczoń i Daniel Rusnarczyk. Straciliśmy naprawdę fantastycznych ludzi, takich spotyka się dzisiaj rzadko. Pozostają nam w uszach słowa gaździnki, u której mamy nasza bazę – „ Na śmierć w górach trzeba sobie zasłużyć...”
Ta tragedia dotknęła nas w sposób szczególny, odeszła od nas Ania, nasza Prezes Klubu od dwudziestu lat. Już przygotowywaliśmy jubileusz Klubu, tym radośniejszy, że przekroczyliśmy w jaskini te magiczne 500 metrów głębokości. I zamiast niego smutek, żal i pytania: Dlaczego Oni? Dlaczego teraz? Dlaczego...?  Jakże złowieszczo brzmią dzisiaj słowa  Ani, że „życia nam nie starczy na dokończenie eksploracji”.
Będziemy kontynuować działalność Klubu i eksplorację pod innym kierownictwem, już pewnie nigdy nie będzie tak samo. Ani możemy być wdzięczni, że zaraziła nas swą pasją, tym, że warto sobie stawiać wielkie cele, że warto mieć marzenia, a może kiedyś przyjdzie nagroda. Nie odznaczenia, których miała wiele, jak chociażby przyznana w dniu śmierci (jaka ironia losu)  przez Zarząd Główny PTTK „Złota Honorowa Odznaka PTTK”, ale spełnienie tych marzeń, tej pasji, zadowolenie z własnych dokonań.
Odeszłaś od nas razem z przyjaciółmi, lecz dla nas zawsze będziecie z nami, będziemy nasłuchiwać czy gdzieś z głębi jaskini echo nie przyniesie tych jakże często wypowiadanych przez Was słów „ wolna, lina wolna”....










«« Powrót do listy wiadomości
 Zapisz w schowku     Drukuj       Zgłoś błąd    2106





Jeżeli znalazłeś/aś błąd, nieaktualną informację lub posiadasz materiały (teksty, zdjęcia, nagrania...), które mogą rozszerzyć zawartość tej strony i możesz je udostępnić - KLIKNIJ TU »»

ZAKOPIAŃSKI PORTAL INTERNETOWY Copyright © MATinternet s.c. - ZAKOPANE 1999-2024