Jak się Mała wielką stała... Do lata 2002 roku Jaskinia Mała w tatrzańskim Masywie Czerwonych Wierchów była niewielkim, mało znaczącym obiektem. W 2002 roku członkowie Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego PTTK wyeksplorowali tę jaskinię do głębokości 361 metrów, co dało jej szóste miejsce wśród najgłębszych jaskiń Polski. Odkryli tam, na głębokości około 200 metrów, największą podziemną salę w Tatrach. Jaskinia ta jako pierwsza wprowadziła we wschodnią część masywu Ciemniaka, co dawało nadzieję na dalsze wielkie odkrycia.
Triumf i śmierć Zima 2003 z wielkimi opadami śniegu uniemożliwiła wejście do jaskini. Podejmowane na przełomie stycznia i lutego próby odkopania jaskini nie powiodły się, śnieg całkowicie zablokował dziewięciometrową studzienkę wlotową. Z początkiem maja udało się nam udrożnić otwór na tyle, by wywiewające z jaskini powietrze zaczęło powoli wytapiać śnieg. Droga do jej wnętrza otwarła się na początku lipca. W dniach 11 i 12 lipca, jak zawsze pod kierownictwem Anki Antkiewicz, rozpoczęliśmy kolejny etap odkryć w Jaskini Małej. Najpierw podczas kręcenia filmu w jaskini Paweł Wańczyk i Paweł Rams zjechali inną drogą ze stropu Sali Fakro. Po zmierzeniu długości zjazdu okazało się, że Sala Fakro jest wyższa o 30 metrów niż wcześniej przypuszczaliśmy i liczy sobie 90 metrów wysokości. Wracając z akcji filmowania, zainteresowali się wąską szczeliną widoczną w Studni Anki. I tu na taśmie filmowej Anka uwieczniła początek eksploracji korytarza, który, jak się okazało, miał nas zaprowadzić daleko do wnętrza góry. Paweł przecisnął się przez szczelinę, przesunął zagradzający dalszą drogę kamień i po mniej więcej 20 metrach wąskim korytarzykiem doszli do czterometrowego prożka z zaklinowanymi w stropie sporymi kamieniami, za którymi widać było prześwit. Już 21 lipca Józek z Markiem przechodzą między głazami i odkrywają 30-metrowy Korytarz Samych Zbójców oraz zjeżdżają dwiema studniami mającymi 50 i 20 metrów. Z okazji rocznicy pierwszych odkryć w jaskini (równo rok temu) nazywają je Studniami Urodzinowymi. Jaskinia jest dla nas łaskawa... 24 lipca Anka, Józek i Czechu dochodzą do Salki w Stropie, w której dnie widnieje czarna czeluść! Brak tak długiej liny nie pozwala na zjechanie do dna, ale czas lotu rzuconego kamienia nieodparcie narzuca skojarzenia, że może to znów Sala Fakro (podczas wykonywania pomiarów parę miesięcy później Paweł i Anka zjechali 90 metrów i wylądowali na jej dnie). Anka i Czechu nie poddają się tak łatwo. Nie mogąc zjechać w czeluść, przeszukują salkę i między głazami o ostrych, zadziornych, wymytych przez wodę krawędziach przechodzą do korytarza. Dnem płynie woda, wyczuwa się silny przewiew powietrza. Znowu pojawia się wielka radość. Może to właśnie tu? Szybko pokonują korytarz, wieszają linę na dwumetrowym śliskim progu i są już w sali o wymiarach 15 na 5 do 9 metrów. W stropie widać kontynuujący się komin, a z sali odchodzą dwa ciągi. Pierwszy z płynącą wodą na przedłużeniu wejścia do sali, drugi suchy i dość wąski korytarzyk z piaskiem na dnie. Gdy Anka z Czechem poręczowali kolejne studzienki, uciekając od obficie płynącej wody, Józek sprawdzał suchy korytarzyk. Po kilkudziesięciu metrach przeciskania się nim stanął nad kilkumetrową studzienką. W tym czasie pozostała dwójka dociera do przewężenia w kolejnej studzience. Znowu rzut kamieniem i liczenie czasu spadania. To chyba jakiś sen, kamień znów leci 8–9 sekund! Znowu wielka studnia? Gdy wychodzą z jaskini, już powstają kolejne plany. Obóz dobiega końca, urlopy też. Ale „furia explorica” jest tak wielka, że dłużej w Tatrach zostają Anka, Czechu, Marek i Wojciech. Pełni nadziei i planów podchodziliśmy czerwonym szlakiem na Ciemniak, niosąc w plecakach odpowiedni zapas lin i sprzętu. Szybko docieramy na „przodek”, trudności Korytarza Pokuty zdają się być coraz mniejsze, ale to chyba tylko złudzenie. Rozpoczynamy kolejne zjazdy i po 30 metrach, uciekając od lejącej się wody, docieramy do Zakamarka. Stad w dół prowadzą trzy drogi. Szybko wybieramy tę wydającą się najbardziej suchą. Czechu zakłada na siebie cały ekwipunek, wiertarkę, akumulatory, kotwy do osadzenia w skale, a w worku jaskiniowym ma 120 metrów liny. Szybko mocuje punkty, zawiesza linę i znika w ciemności. My patrzymy, jak płomień lampy karbidowej staje się coraz mniejszy i mniejszy, a do dna jeszcze daleko... Wreszcie jest. W worku zostało tylko około trzech metrów liny. Szybko zjeżdżamy za nim. Przeliczamy głębokość, odliczając linę zużytą na węzły – to jakieś 110 metrów. Po zmierzeniu okazuje się, że cała studnia ma 130 metrów – od imion solenizantów zostaje nazwana Czesanką. Odkrywamy Czarny Ląd Po przejściu zawaliska w dnie studni odkrywamy szeroki korytarz, w którym po jednej stronie jest jasny wapień, a po drugiej czarne łupki, dlatego nazwaliśmy go Czarnym Lądem. Szybko zjeżdżamy obok Wodospadu Wiktorii, odkrywamy Źródła Nilu, sam Nil, Korytarz Słoni, ciasny i mokry Korytarz Ludożerców. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów najpierw korytarza, a później meandra docieramy nad próg do Sali na Wielkim Luzie. Zmęczeni, ale uradowani wychodzimy z jaskini. Po dwóch dniach byliśmy tam znowu, tym razem w piątkę. Anka Marek i Czechu zajęli się pomiarami, a Paweł z Wojciechem poszli odkrywać kolejne metry jaskini. Sprawdzili Salę na Wielkim Luzie, odkryli Salę na Luzie i Meander Ebola, którym doszli ponownie do Nilu. Kolejny raz eksploracja zatrzymała się z powodu braku lin. W drodze do syfonu We wrześniu wchodzimy do jaskini w piątkę: Anka, Marek, Piotrek, Czechu i Paweł Dutka. Dalszy ciąg odkrywania: zjeżdżamy I i II Kataraktą i zatrzymujemy się nad III Kataraktą. Czas goni nieubłaganie – pora wychodzić z jaskini. Znów jesteśmy w niej 18 godzin. Krótki odpoczynek i 25 września wchodzimy do jaskini. Tym razem czwórka: Anka, Marek, Czechu i Piotrek. Szybko docieramy nad III Kataraktę, Anka z Czechem wykonują pomiary, a Marek z Piotrkiem szybko poręczują kolejne dwa progi. Nil cały czas głośno szumi, kolejna kaskada, woda kotłuje się w dole, trawers, zjazd pięć metrów i... Niestety, Nil wpływa do Syfonu Sądeczoków, a tak ładnie się zapowiadało. Najważniejsza jest wiara Jeszcze tylko pozostaje nam sprawdzić korytarz nad I Kataraktą. Robimy to bez przekonania. Marek zjeżdża 25 metrów Studnią z Węglarką, niestety – dno zawalone łupkami, wszystko się sypie. Wychodząc studnią, sprawdza jeszcze półkę około 20 metrów nad dnem. Tam znajduje okienko w ścianie, słychać lejącą się wodę. Może to właśnie to? Po powrocie do domu robimy obliczenia. Syfon Sądeczoków jest na głębokości minus 444 metry. Czy dojdziemy do minus 500? Mamy minus 500 ! 29 listopada do jaskini jadą Czechu, Paweł, i Piotrek. Dochodzą do okienka, za nim znów „puściło”. Odkrywają kolejne metry korytarzy i meandrów. Działalność bez biwaku staje się mało ekonomiczna. Zbyt dużo czasu potrzeba na dojście do końca jaskini. Stąd decyzja o zorganizowaniu biwaku. W pierwszych dniach 2004 roku na biwak wchodzą Anka, Czechu, Paweł, Piotrek i Wojtek. Biwak zostaje założony w Korytarzu Słoni, na głębokości około minus 350 metrów. W czasie biwaku pomierzono jaskinie do głębokości 481 metrów, a do końca jest na pewno więcej niż 20 metrów w pionie. Mamy minus 500!!! Jaskinia na tym poziomie kontynuuje się lekko opadającymi lub prawie poziomymi meandrami albo „dziurawymi” ich obejściami. Jeden z meandrów nosi nazwę Telo Pikny Kielo Cud, i naprawdę jest przepiękny. Eksploracja zatrzymała się nad kolejną dwumetrową kaskadką, a meander kontynuuje się. Następny biwak planowany jest na przełomie stycznia i lutego. Góry są piękne ale potrafią być okrutne Niestety podczas podejścia w celu odkopania otworu zasypanego śniegiem góry okazały swą potęgę.28 stycznia 2004 roku za Wielką Grań w lawinie, która zeszła do Małej Świstówki odeszli nasi przyjaciele Ania Antkiewicz, Magda Jarosz, Piotr Trzeszczoń i Daniel Rusnarczyk. Myśląc o Nich chcemy dokończyć eksplorację jaskini, chociaż bez Ani, naszej Prezesowej od 20 lat, nie będzie to łatwe.
|