Zakopane trzykrotnie organizowało międzynarodowe mistrzostwa świata federacji narciarskiej FIS: w 1929, 1939 i 1962 roku. O tych największych zawodach narciarskich pod Giewontem pisano bardzo wiele. Zakopane w tym czasie żyło bowiem sportem i sport wspierało. Takich miejsc na świecie, gdzie tyle razy spotkali się najlepsi sportowcy z całego świata nie jest wcale wiele: norweskie Oslo - światowa stolica sportów zimowych, fińskie Lahti, szwedzkie Falun, słynne szwajcarskie St. Moritz, Lake Placid w Stanach Zjednoczonych, austriacki Innsbruck i... nasze kochane Zakopane. Zawody FIS 1939 r., nazywane popularnie "fisem", były chyba największym świętem narciarstwa w historii Zakopanego. Przybyli do Polski, pod Tatry, najlepsi skoczkowie, biegacze i alpejczycy z całego świata. Trzeba podkreślić, że w zawodach startowała silna reprezentacja Polski, która odegrała poważną rolę w tych zawodach, chociaż niestety nie udało się naszym reprezentantom zdobyć medalu. Wtedy, ponad 60 lat temu, w prasie ukazywały się teksty "Nasze asy trenują". A mieliśmy naprawdę doskonałych narciarzy: w skokach i kombinacji norweskiej: Stanisław Marusarz i jego kuzyn Andrzej, popularny "Andre", Mieczysław Wnuk, Marian Woyna-Orlewicz, Władysław Roj, Michał Górski, młodziutki, bo zaledwie 17-letni nowy wielki talent z klubu SN PTT - Jan Kula, z biegaczy: "Murzynek" Edward Nowacki, Józef Zubek, Józef Matuszny, w biegach sztafetowych startował także Marian Woyna-Orlewicz i wielu innych. W konkurencjach alpejskich niezapomniany Bronek Czech, bracia Zającowie, Schindler. Naszych barw broniły także panie: Zosia Stopka-Olesiak, Maria Marusarz i Helena Becker, Jadwiga Bornetówna - to tylko niektóre z nich. Przypomnijmy zatem przebieg "święta narciarskiego" pod Giewontem w 1939 r. w zarysie, który obejmuje najciekawsze konkurencje FIS-u.
Otwarcie zawodów...
Otwarcie zawodów odbyło się w sobotę 11 lutego na stadionie PZN pod Krokwią w deszczu. Lało jak z cebra, a mimo to w jakże nie zimowej scenerii otwarto mistrzostwa... narciarskie. Stanisław Marusarz wspominał w książce "Na skoczniach Polski i świata" to deszczowe otwarcie narciarskich mistrzostw świata w sposób następujący: - W dniu inauguracyjnym FIS lało jak z cebra. I od razu pierwsze potknięcie organizatorów: trzymano nas pod skocznią, a później na wybiegu przez blisko dwie godziny. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki, nasze eleganckie marynarki świetnie wchłaniały deszcz. Kapelusze góralskie przystrojone orlimi piórami musiały być z tak rzadkiego filcu, że wytwórcy usztywniali je klejem. Po namoknięciu klej się "rozkleił", kapelusiki straciły fason, a co gorsza puściła farba i granatowe strużki ubarwiły nasze białe koszule. Wreszcie ruszyła defilada, którą odbierał oficjalny protektor zawodów FIS Prezydent Ignacy Mościcki. Byłem chorążym polskiej ekipy. Bolącą ręką z trudem utrzymywałem drzewiec sztandaru, więc w pewnej chwili wetknąłem go za pasek spodni"[1]. Przemawiali między innymi: Prezes Międzynarodowej Federacji Narciarskiej FIS - mjr Oestgaard i Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Aleksander Bobkowski. Po przemówieniach Prezydent Ignacy Mościcki ogłosił otwarcie zawodów i odbyła się defilada poszczególnych reprezentacji. Zawody zostały więc otwarte, mimo niesprzyjającej aury, która już do końca "fisu" wyraźnie nie sprzyjała organizatorom.
[1] Stanisław Marusarz, Na skoczniach Polski i świata. Wspomnienia St. Marusarza spisał Zbigniew K. Rogowski Warszawa 1974, s. 79.