Na początek kilka słów wprowadzenia, wyjaśniających, na czym ta bardzo widowiskowa konkurencja polega.
Z grubsza wygląda to tak, że czterech zawodników (w ISF 6-ciu) staje obok siebie. Na sygnał startera otwierają się klapy i zawodnicy ruszają.
Wszyscy jadą po tej samej trasie, napotykając po drodze skocznie, fale, zwężenia, tunele, bandy śnieżne oraz rowy z wodą. Dwóch pierwszych przechodzi dalej.
Jak się domyślacie, niektórych przeszkód nie mogą pokonać wszyscy naraz. Stąd biorą się kolizje i wywrotki, a przecież to właśnie w sporcie najbardziej lubimy oglądać.
Jest to konkurencja najbardziej uniwersalna, można w niej startować zarówno na miękkiej, jak i twardej desce, w zależności od ustawienia trasy bądź własnych upodobań.
Boardercrooss - BX, jest jedną z najmłodszych dyscyplin snowboardowych. Organizowany jest na świecie od niespełna pięciu lat jako połączenie slalomu giganta z elementami jazdy freestylowej. Tor jazdy wiedzie przez szereg przeszkód śnieżnych - muld, skoczni profilowanych, zakrętów przypominających tory bobslejowe, a nawet basenów z wodą.
Na trasie walczy jednocześnie kilku zawodników. Jak to w wyścigach bywa, zwycięzcą zostaje ten, który jako pierwszy dotrze do mety. Symultaniczność występu staje się niejednokrotnie przyczyną kolizji i wypadków. Kandydatura boardecrossu jako dyscypliny olimpijskiej jest aktualnie rozważana przez MKOL.
Pierwszy polski boardercorss został rozegrany w sezonie 1998/99 w Szklarskiej Porębie. Jeszcze tej samej zimy zostały rozdane pierwsze medale Mistrzostw Polski w tej dyscyplinie. Autorem pierwszych śnieżnych krosów był Władysław Ligocki, który wielokrotnie obserwował budowę podobnych konstrukcji przed zawodami w ramach Pucharu Świata. To właśnie on, wraz z delegatem technicznym FIS, Sigi Schmoldeerem, był autorem boardercrossu na zawody Pucharu Europy.
O żółwiach i krokodylkach Jagna Marczułajtis.Czy bordercross jest straszny?
Oczywiście, co by to był za bordercross, gdyby ludzie się go nie bali. Boją się głównie upadków.
Na co upada się najczęściej?
Na pupę i głowę. Ja upadłam ostatnio na głowę.
Co chroni przed przykrymi skutkami upadków?
Plecy chroni skorupa zwana żółwikiem lub krokodylkiem. Kobiety zakładają jeszcze ochrony na piersi. Generalnie strój przypomina ubranie motocrossowe, różni się tym, że nie jest wykonany z plastiku.
A jak chronić głowę?
Najlepiej kaskiem.
Czy taki strój można polecić również amatorom szybkiej jazdy i freestylowcom?
Jak najbardziej. Powinni je sobie kupić, choć nie są tanie. Strój kosztuje około 1 tyś. zł. Sam żółwik ok. 300 zł.
Na jakich deskach jeżdżą boardercrossowcy?
Różnie. Jedni na miękkich, inni na twardych. Ja, od kiedy zaliczyłam potworną glebę, jeżdżę na miękkiej. Na twardej wybiło mnie kiedyś z krawędzi i wyleciałam na trzy metry. W sklepach pojawiły się już deski przeznaczone specjalnie do boardercrossu. Robi je Palmer, Burton też wyprodukował taką deskę, ale jest ona bardzo twarda i nie ma rozmiaru dla dziewczyn.
Władysław Ligocki mówi o trasie boardercrossu.
Tuż po starcie napotykamy pierwszą przeszkodę w postaci wałków śnieżnych, zwanych pralkami. Ustawiane są one prostopadle do linii jazdy. Jest to odcinek jazdy równoległej, na którym zawodnicy mają czas na zróżnicowanie się. Po pralkach mamy wjazd na stromą ścianę, na której ustawiony jest slalom. Po wyjściu ze ścianki znajduje się skocznia - trudna do pokonania nawet dla alpejczyków. Obok skoczni przygotowana jest także trasa dla "słabeuszy". Zaznaczają ją trzy śniegowe bałwanki z chorągiewkami na głowach. Ten odcinek nazywany jest "chicken road" (chicken - kurczak, w potocznym angielskim oznacza tchórza) i przygotowywany jest dla tych, korzy obawiają się długie-go lotu. Takie elementy zastępcze stosuje się raczej na zawodach ISF.
Po skoczni buduje się też często basen, który również wymusza długi lot. Następnie zawodnicy wracają na wspólną bramkę i najeżdżają na bandę w kształcie banana, która wyrzuca zawodnika w kolejną o podobnym kształcie. Po wyjściu z bandy najazd na górkę, bulą i ostatnia wielka skocznia. Lot kończy się na linii mety.
Tekst i Fot.: Magazyn Deska