Mamy problem - przyznały władze miasta. Jak zatrzymać polskiego turystę pod Tatrami?
Zakopanemu ucieka konkurencja. Stolica Tatr zupełnie sobie nie radzi z pogonią za słowackimi kurortami narciarskimi, które nieustannie rozbudowują swoją ofertę. Pod Giewontem zamiast uruchamiać to zamykane są kolejne trasy narciarskie.
Jak już pisaliśmy po Gubałówce przyszedł czas na trasę slalomową na Nosalu. To spowodowało, że tryskający jak dotąd optymizmem burmistrzowie Zakopanego przyznali po raz pierwszy, że Zakopane ma problem.
Jeszcze do niedawna władze miasta jak i powiatu tatrzańskiego nie chciały mówić o konkurencji ze strony słowackiej. Dynamicznie rozwijające się stacje narciarskie po tamtej stronie Tatr były w oczach samorządowców bardziej partnerami niż wrogami w walce o narciarza czy turystę. Teraz powoli to spojrzenie zaczyna się zmieniać. Wszystko przez to co dzieje się w Zakopanem, gdzie zamiast budować kolejne wyciągi zamykane są następne trasy narciarskie.
- Boję się Słowacji - mówi nam Wojciech Solik, wiceburmistrz Zakopanego. - To już bez wątpienia bardzo groźny konkurent. Oczywiście obecnie cieszymy się, że na skutek wprowadzenia u nich waluty europejskiej przyjeżdżają do nas na zakupy. Ale to się kiedyś zmieni i wtedy skończą się żarty.
Władze Zakopanego przyznają, że problemem jest nie tylko zastój w wyciągach narciarskich, ale i to że na skutek protestów górali modernizacja zakopianki nie doszła do skutku.
Fatalny dojazd pod Tatry jest kolejnym minusem, który zniechęca narciarzy do przyjazdu.
- Myślę, że najwyższy czas, aby zmieniać szybko naszą infrastrukturę - mówi wiceburmistrz Wojciech Solik. - Chodzi o bezpieczny i komfortowy dojazd do Zakopanego, jak i o odpowiednią ilość tras narciarskich i nowoczesnych wyciągów. Na razie na nasz plus działa to, że Zakopane jest modne, ale to może nie wystarczyć.
Czy rzeczywiście czas najwyższy się bać?
- Ależ oczywiście - odpowiada Antoni Ostrowski, mieszkaniec Warszawy. - Słowacja to nowoczesne koleje krzesełkowe i wspaniale przygotowane trasy narciarskie. Zakopane dawno zostało tutaj w tyle. Jedyny minus słowackiej oferty to już nie ceny, ale podejście do klienta. Tam czasem ma się wrażenie, że jeszcze ten kraj jest w epoce socjalizmu. Gorzej też jest z bazą noclegową i gastronomiczną.
Właśnie teraz jest praktycznie ostatni dzwonek na to, aby jeszcze coś zrobić w tej sprawie. Chociaż może też być już późno.
- Nie wolno się bać. Trzeba działać - deklaruje Agata Wojtowicz z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. - Przegrywamy, bo nic u nas się nie robi i nic się nie dzieje. Trzeba serio inwestować w rozwój infrastruktury narciarskiej.
Przemysław Bolechowski