Starosta tatrzański wystąpił do właścicieli stacji narciarskich z propozycją, by wynajmowali policyjne patrole na stoki. Ci jednak nie przyjęli pomysłu z zachwytem.

Od kilku już lat komendant wojewódzki oddelegowuje w sezonie zimowym kilkunastu policjantów pod Tatry, by patrolowali stoki narciarskie. Umundurowani narciarze przypadli do gustu i samym narciarzom, i właścicielom stacji.

- Owszem, policjanci są przydatni na stokach - podkreśla Marian Strama, właściciel ośrodka narciarskiego pod Nosalem. - I nie chodzi o to, że straszą narciarzy mandatami, ale ludzie czują się bezpieczniej.

Niestety, komendant nie jest w stanie oddelegować tylu funkcjonariuszy, by byli na wszystkich większych stokach.

- Zaproponowałem właścicielom stacji, że mogą wpłacać starostwu pewne środki, które my przekażemy na fundusz wsparcia policji do komendy wojewódzkiej. Za te pieniądze policjanci mogliby pełnić dyżury na stokach - tłumaczy starosta Andrzej Gąsienica Makowski.

Jak jednak dodaje, właściciele nie palą się zbytnio do dodatkowych obciążeń. Uważają, że już teraz płacą bardzo duże podatki do budżetu państwa i że w ich ramach policja powinna zapewniać patrole na stokach.

- Nie jestem przeciwny policji, ale naszego małego ośrodka nie stać na finansowanie takich patroli - zaznacza Strama.

Ale i duże stacje niechętnym okiem patrzą na takie obciążenia. Już teraz opłacają TOPR i GOPR.

- A co się takiego dzieje u mnie na stoku, że mam jeszcze policję wynajmować i dodatkowo płacić? - pyta Waldemar Sobański, właściciel stacji na Szymoszkowej. - Widzę, że państwo swoje problemy chce przerzucić na stacje narciarskie!

Halina Kraczyńska