Wędkarze sprawdzą ścieki w korycie rzeki. Wyciąg stanął na polu krokusów – mówią sąsiedzi. Wyniki kontroli inspektorów ochrony środowiska są pozytywne.
Stacja narciarska Witów-Ski od chwili powstania jest solą w oku sąsiadów oraz koła wędkarskiego, którego członkowie sprawują nadzór nad rzeką Czarny Dunajec. Rodzina Kułachów, której dom znajduje się w bliskim sąsiedztwie kompleksu, zarzuca właścicielom stacji, na której znajduje się wyciąg orczykowy oraz krzesełkowy, niszczenie środowiska oraz zakłócanie ciszy nocnej.
Bogdan Łowicki, gospodarz koła wędkarskiego w Czarnym Dunajcu, też zamierza poruszyć niebo i ziemię, aby zaprzestać dalszego zanieczyszczania środowiska naturalnego – zwłaszcza rzeki – przez stację. Według wędkarzy, firma, do której należy wyciąg, wypuszcza ścieki do Czarnego Dunajca, na którym znajduje się ujęcie wody dla mieszkańców. Miłośnicy wędkowania jeden po drugim sypią zarzutami wobec Witów-Ski, m.in., że na parkingu nie ma żadnych studzienek osadowych, do których trafiałyby ścieki. Ponadto restauracja nie ma własnej małej oczyszczalni. Według wędkarzy, zanieczyszczenia trafiają wprost do rzeki.
– Jeżeli tylko rozpoczną się roztopy, sprawdzimy wszystkie nielegalne wypusty, które są w korycie rzeki. Nie tylko w tym kompleksie narciarskim, ale również u innych właścicieli gospodarstw – zapowiada Bogdan Łowicki. Rodzina Kułachów, która wcześniej zmagała się z inwestorem, a teraz z właścicielem wyciągu w Witowie, przekonuje, że konflikt ma kilka podtekstów.
– Jak na razie wszystkie postępowania były umarzane – wyjaśnia Katarzyna Kułach. – Okazało się, że pracownicy Witów-Ski nielegalnie wypuszczali ścieki i palili śmieci. Dostali za to mandat szeregowi robotnicy, a nie kierownictwo.
Sąsiedzi wyciągu mówią, że został on wybudowany w miejscu, gdzie jeszcze niedawno była polana krokusów. Dziś nie ma w tym miejscu nic. Firma, która zajmuje się prowadzeniem kompleksu narciarskiego, nie ma sobie nic do zarzucenia.
– Wręcz przeciwnie, to nic innego jak zwykła zawiść – twierdzi Roman Krupa, manager Witów-Ski. Jak przekonuje, w ostatnich dniach w Witowie pojawiła się kontrola przedstawicieli Głównego i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, która zakończyła się pozytywnym wnioskiem tych instytucji dla stacji narciarskiej. Są drobne zalecenia pokontrolne, które firma zamierza wykonać.
– Od samego początku realizacji inwestycji nasza sąsiadka pisze pisma i nasyła na nas kontrol. Nic to jednak nie daje, bo prawa nie łamiemy –mówi manager Witów-Ski. Przyznaje, że śmieci były palone, ale zrobił to bez wiedzy kierownictwa jeden z pracowników i dostał za to mandat.
Józef Słowik