Od czwartku w Ramsau rusza akcja ratunkowa. Fachowcy wciąż wierzą, że Małysz jeszcze może.
Szturc: Adam na progu robi tak kardynalne błędy, że gdyby nie moc, byłoby dużo gorzej.
Tak źle Adam Małysz nie zaczął sezonu od ośmiu lat. W sezonie 1999/2000 zajął w Kuopio 38. miejsce. Tydzień później w Val di Fiemme był 26. i 23. Jednak wtedy jego kariera się zaczynała. Po tym, jak w ostatni weekend w Trondheim zajął 25. i 27. miejsce, naturalne staje się pytanie, czy teraz nie jesteśmy świadkami zmierzchu wielkiego mistrza, czy nie powinniśmy się pogodzić z tym, że czasy świetności Orła z Wisły już nie wrócą?
Trener Łukasz Kruczek, fizjolog profesor Jerzy Żołądź i prezes Apoloniusz Tajner wierzą, że nie. Widzą, że sytuacja jest jednak tak zła, że trzeba reagować. Jak już wczoraj informowaliśmy, kadra nie wystartuje w najbliższych zawodach PŚ. W czwartek Małysz i spółka jadą trenować do austriackiego Ramsau. To tam Tajner, w czasach gdy był trenerem, przygotowywał kadrę do sezonu. Tam też jeździł, gdy Adam wpadał w turbulencje. Nazywał nawet Ramsau „prawidłem”, na którym ustawia mechanizm skokowy Małysza. Długo działało, ale w ostatnim sezonie Tajnera już nie.
Czy zadziała teraz? Nieustannie wypomina się wiek Adama – 3 grudnia skończył 31 lat. Nieuchronnie po tej informacji wraca statystyka – niewielu jest skoczków, którzy po 30 wygrywali. Najstarszy – Japończyk Noriaki Kasai, gdy w lutym 2004 roku wygrywał w Salt Lake City, miał 31 lat, 8 miesięcy i 22 dni. Rówieśnik Adama Janne Ahonen, który wygrał w zeszłym sezonie cztery konkursy, gdy zwyciężał po raz ostatni, w marcu w Kuopio, miał prawie 31 lat. Jednak latem postanowił zakończyć karierę. Małysz chce ciągnąć do IO 2010 w Vancouver.
– I ma rację. Wiek jest ważny, lecz jeszcze ważniejsza jest motywacja, a tę Adam ma – uważa jedyny polski mistrz olimpijski w skokach Wojciech Fortuna.
– Karierę skończyłem w wieku 27 lat, ale skakałem za czapkę śliwek, a Adam wciąż zarabia. Choćby z tego powodu ma motywację. Jeszcze w tym sezonie błyśnie. Widać wyraźnie, że brakuje mu skoków na śniegu, tak jak całej kadrze – dodaje Fortuna.
– Adam ześlizguje się z progu. On nie ma dynamiki. Opowieści o tym, że jest świetnie przygotowany motorycznie do sezonu, włożyłbym między bajki – sądzi z kolei dyrektor Pucharu Świata w Zakopanem, kiedyś trener skoków Lech Nadarkiewicz.
– Nie oszukujcie się. 30-letni zawodnik, jeśli ma porównywalną technikę z 22 latkiem, musi przegrać – uważa czeski trener Pavel Mikeska, który pierwszy uwierzył w Adama. To pod jego opieką Małysz wygrywał swe pierwsze konkursy, ale też za jego kadencji wpadł w gigantyczny kryzys, z którego wydobył go dopiero Tajner.
– Badaliśmy wtedy każdy skok. Małysz nie popełniał błędów technicznych, a mimo to nie leciał. Takie są skoki – przypomina Mikeska.
– Forma zaczyna się czasami od jednej dobrej próby. Dajcie czas Adamowi. On naprawdę jeszcze się nie skończył – mówi Fortuna.
– Adam ma prawo skakać już słabiej, ale co się dzieje z waszą młodzieżą? Gdy przyjeżdżam do Zakopanego na treningi, to na skoczni trenuje zawsze 50–60 juniorów i jest z 10 trenerów. Nigdzie na świecie, poza Austrią, nie ma takiego systemu. I co? Nic! Ale zawsze jest tak, że gdy w zespole jest tylko jedna gwiazda, inni skaczą źle. Tak było u Niemców za Schmitta, tak było u Austriaków za Goldbergera. Może gdy Adam skończy karierę, to młodzi nie będą się mieli za kim skryć – zastanawia się Mikeska.
– Adam ma moc. Jestem tego absolutnie pewien. Popełnia na progu tak kardynalne błędy, że gdyby nie miał tego swego słynnego poweru w nogach, w ogóle by nie odleciał. A on wciąż jest w 30. Pozostali robią takie same błędy, a że moc mają mniejszą, ledwie awansują do pierwszej serii – uważa wujek i pierwszy trener Małysza Jan Szturc. – Sposób jest tylko jeden. Jak zwykle ten sam. Powrót na małe skocznie i praca nad automatyzmem – dodaje Szturc, z którym Łukasz Kruczek już się konsultował.
– Właśnie stoję przed gabinetem profesora Żołądzia. Za chwilę będziemy opracowywać strategię na zgrupowanie w Ramsau – mówi Kruczek. – Adam i Kamil Stoch popełniają ten sam, lecz bardzo ważny błąd. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w ich skokach nie ma dynamiki, ale to jest efekt właśnie wkładania za dużej siły w odbicie w nieodpowiednim momencie. Adam zbyt gwałtowanie chce się odbić od progu. Przez to nie trafia, w efekcie musi wyhamować odbicie, aby nie polecieć na głowę, a później to już niema z czego odlecieć. Nad tym będziemy pracować. Ani ja, ani Adam nie wpadamy w panikę. Wiemy, co mamy poprawić. Będzie dobrze – zapewnia Kruczek.
Nam pozostaje tylko wierzyć, że szkoleniowiec rzeczywiście wie, co robi. Zresztą gorzej być już chyba nie może.
Robert Małolepszy