Nadarkiewicz: Szansa, że oba miasta będą organizowały PŚ jest niewielka.
Czy otwarcie nowej skoczni w Wiśle-Malince koliduje z interesem Zakopanego? – Nie – zdecydowanie odpowiada Lech Nadarkiewicz, dyrektor rozgrywanych na Wielkiej Krokwi zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich.
Jednak choć pojawienie się w kraju konkurencji nie spędza mu snu z powiek, to sam przyznaje, że najdalej za trzy lata Wisła będzie mogła starać się o prawo organizacji zawodów najwyższej rangi. A skoro nie ma wielkiej szansy na to, aby PŚ odbywał się w dwóch polskich miastach, to w wyścigu po prestiż i krociowe zyski sentymentów nie będzie.
– To oczywiste, że w Wiśle będą robić wszystko, żeby gościć u siebie Puchar Świata. Ale od słów do czynów droga daleka. Wszystkich szczebli nie da się przeskoczyć za jednym zamachem. Najpierw trzeba choćby zorganizować Puchar Kontynentalny i dostać za to dobrą ocenę – nie przejmuje się dyrektor. – A za nami stoi wielkie doświadczenie i tradycja.
Na skocznię w Malince, która ma bardzo podobne parametry do Wielkiej Krokwi, patrzy trochę z góry.
– To nietypowy obiekt. Uwagę zwraca zwłaszcza bardzo stromy i krótki przeciwstok. Jestem szalenie ciekaw, jak sprawdzi się w praniu. Poza tym kłuje w oczy brak dojazdu i parkingu oraz mała pojemność stadionu. Nie sądzę, by weszło tam więcej niż siedem tysięcy widzów – wylicza minusy Nadarkiewicz. – Innymi słowy, parę lat spokoju mamy. A co potem? Pożyjemy, zobaczymy – wzrusza obojętnie ramionami.
Tak spokojnie wcale jednak być nie musi. Polski Związek Narciarski od dawna targany jest podziałem na grupy: śląską i zakopiańską. Dla niektórych jest więc oczywiste, że pochodzący z Wisły prezes PZN Apoloniusz Tajner będzie twardo lobbował w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) na rzecz skoczni w Malince.
– Na razie ten obiekt będzie przede wszystkim świetnym obiektem treningowym dla reprezentacji, dzięki czemu zawodnicy nie będą musieli ciągle wyjeżdżać za granicę – ucina Tajner, który jednak organizację dużych imprez uważa „za naturalne cele” wiślańskiej skoczni.
– Wewnętrzna rywalizacja w niczym nam nie pomoże – zauważa Nadarkiewicz. – Najlepiej by było, gdyby w Polsce dwukrotnie odbywały się zawody Pucharu Świata – twierdzi, ale już po chwili reflektuje się, że doprowadzenie do takiej sytuacji będzie graniczyć z cudem.
– Niby wszystko jest możliwe, ale jednak skoki u nas trochę „siadają”. Wiadomo: Adam skacze słabiej, to od razu zainteresowanie się zmniejsza – twierdzi dyrektor. – AFIS bardzo interesują sprawy takie jak marketing i popularność dyscypliny oraz kwoty, jakie gotowa jest zapłacić telewizja za prawa do transmisji. A ta nasza nie chce płacić już tak dobrze jak dawniej.
Na dodatek FIS zamierza otwierać się na nowe rynki. Skocznie narciarskie budowane są w Chinach, Rosji, a nawet Turcji. Chętnych do organizacji zawodów PŚ będzie więc coraz więcej, a terminów w kalendarzu tyle samo.
– Trzeba będzie wielu starań, żeby utrzymać mocną pozycję Zakopanego – podkreśla Nadarkiewicz.
Wielka Krokiew krok po kroku staje się więc coraz nowocześniejsza. Niedawno wymieniono wysłużony, liczący sobie prawie pół wieku wyciąg, wkrótce powinien też zniknąć obskurny pawilon.
– Projekt jest już zatwierdzony, czekamy tylko na pieniądze – informuje dyrektor. Za 20 mln złotych ma powstać funkcjonalny budynek, w którym znajdować się będą: biura prasowe, sale konferencyjne i vipowskie, kabiny komentatorskie oraz zaplecze gastronomiczne.
Kiedy wizja zmieni się w konkret? Na pewno nie przed kolejnymi zawodami Pucharu Świata (16-17 stycznia).
Przemysław Franczak