Z Adamem Małyszem, najlepszym polskim skoczkiem narciarskim, rozmawia Dariusz Grzyb.
Czuje się Pan trochę rozgoryczony słabszymi występami podczas Letniego Grand Prix w Zakopanem?
Nie ukrywam, że liczyłem na znacznie więcej. Ale przecież każdy startujący chce odnosić sukcesy, liczy na wygrywanie zawodów. To oczywiste.
Sobotni, wieczorny konkurs Panu jednak nie wyszedł.
Skakać się chce zawsze jak najlepiej, zwłaszcza przed tak wspaniałą publicznością, jaka jest w Zakopanem. Ale po takich skokach, jakie oddałem dzisiaj, to skakać może się odechcieć. Jestem zawiedziony. Powinno być lepiej, znacznie lepiej.
Co się stało, że lepiej nie było?
Nogi nie chciały lecieć.
Podczas rozmów z Pana kolegami, i to nie tylko z polskiej reprezentacji, można odnieść wrażenie, że letni konkurs skoków to taki relaks dla zawodników. Przygotowanie do zimy, a nie zacięta walka o zwycięstwa.
I zgodzę się z tym. Wszyscy traktujemy Letnie Grand Prix jako dobre przygotowanie, sprawdzian przed zimowymi zawodami, których atmosfery nie da się porównać do letnich startów. Latem, podczas takiej imprezy jak ta w Zakopanem, chcemy także wyeliminować błędy, poprawić skoki. To takie wejście w cykl przygotowań do poważnych zimowych zawodów.
Cieszy się Pan z sukcesu Łukasza Rutkowskiego?
I to bardzo. Czekałem na niego po dekoracji. Podszedłem i pogratulowałem. Łukasz jest super. Powiedziałem mu to. Jak widać, goni mnie młoda, zdolna grupa. I dobrze. Ja zawsze życzę moim młodszym kolegom wielu sukcesów.
Austriak Gregor Schlierenzauer był w Zakopanem poza zasięgiem wszystkich. Czy taką dyspozycję może utrzymać do zimy?
Gregor jest w znakomitej formie, co zresztą pokazał podczas tych konkursów. Zimą także będzie się liczył w walce o zwycięstwa.