Kłopoty pogodowe z organizacją mistrzostw świata w Zakopanem.
Już od wczoraj pod Tatry zjeżdżają juniorzy z całego świata, którzy będą rywalizować w skokach narciarskich i kombinacji norweskiej. Zawody do Zakopanego w ostatniej chwili przeniesiono ze Szczyrku, który zmuszony był wycofać się z organizacji imprezy z powodu braku śniegu.
Ale jak się okazuje niewiele lepiej jest w Zakopanem. I tu anomalia pogodowe dają się ostro we znaki.
Tak ciepłego lutego nie było już od bardzo dawna – w tej kwestii synoptycy są wyjątkowo zgodni. Cieszą się na pewno ci, którzy z utęsknieniem wyglądają wiosny. Gorzej mają narciarze i organizatorzy zimowych zawodów. Mistrzostwa Świata w narciarskie klasycznym juniorów miały się odbyć w Szczyrku. Tam jednak od kilku tygodni nie ma ani grama śniegu. Stąd wniosek Polskiego Związku Narciarskiego o przeniesienie zawodów do Zakopanego, zgoda władz miasta i działaczy Tatrzańskiego Związku Narciarskiego na uratowanie imprezy. Ale i tu robi się naprawdę niewesoło. I pod Tatrami śnieg znika w zastraszającym tempie.
– Głównym naszym przeciwnikiem jest pogoda – przyznaje Lech Nadarkiewicz, dyrektor organizacyjny zawodów.– Zima w tym roku jest dla nas bardzo niełaskawa. Z ogromnymi problemami udało się rozegrać Puchar Świata w kombinacji norweskiej. A teraz przed mistrzostwami trudne warunki do przygotowania skoczni, a także trasy biegowej. W okolicach Zakopanego prawie nie ma śniegu i zdecydowaliśmy się biegi przenieść w rejon Butorowego Wierchu na drugą stronę Gubałówki.
Organizatorzy martwią się jedynie o dojazd do miejsca zawodów i znikomą liczbę miejsc postojowych dla aut.
Przemysław Bolechowski