Urodził się 23 marca 1941 r. w Zakopanem. Uchodził za jeden z największych talentów w kombinacji norweskiej w historii polskiego narciarstwa. Na pewno jest jednym z nielicznych w dziejach tej konkurencji, który potrafił zajmować czołowe lokaty zarówno w biegach, jak i skokach. Reprezentant SNPTT 1907 Zakopane w latach 1952-1972 zapytany o to, kiedy był w życiowej formie, odpowiedział: - Wtedy, gdy z Cyrhli mogłem wybiec na szczyt Kopieńca i potrafiłem jeszcze z całej siły zagwizdać!
Do klubu SN PTT trafił ok. 1952 r. Tak wspominał ten moment w 2001 r.: - Trafiłem do klubu dzięki trenerowi Andrzejowi Marusarzowi. Chodziłem wtedy do szkoły na Bystrem, a po zajęciach skakaliśmy z chłopakami na tamtejszej skoczni terenowej. Kiedyś zajrzał tam trener Marusarz i zapisał mnie do klubu. Potem po zwycięstwie w kombinacji norweskiej w słynnym Memoriale Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny trafiłem do kadry narodowej.
Wkrótce twardy góral z Cyrhli pokazał, na co go stać w wielkich międzynarodowych zawodach w kombinacji norweskiej. W 1967 r. zajął 3. miejsce w Reit im Winkl; 6. w Le Brassus; 4. w Grenoble; 2. w Kirunie; a w 1968 r. był 3. w Le Brassus, 1. w Reit im Winkl i znajdował się w gronie faworytów IO w Grenoble. Ostatecznie 6. miejsce uznał za porażkę, co nie przeszkodziło mu pokonać mistrzów olimpijskich trzy tygodnie później w zwycięskich zawodach o Puchar Tatr w Szczyrbskim Jeziorze (1968).
Te niepowodzenie na olimpiadzie bardzo mocno przeżył: - Warunki były piękne: mróz i słoneczna pogoda. Nie powinienem wtedy przegrać - biegłem po olimpijski medal. Na trasie gonił mnie Alois Kaehlin - wspaniały biegacz. Pokonałem wszystkie trudne podbiegi i na zjeździe przechodziłem na wirażach z lewego toru na prawy, by skrócić trasę. To było ok. 9,5 km trasy. Prawa narta w tym momencie nie trafiła do toru jak powinna, lecz uderzyła o śnieżną bandę. Złamała się. Odpiąłem złamaną nartę. Obok trasy stali radzieccy biathloniści, ale mi narty nie pożyczyli. Dopiero austriacki trener pożyczył mi ją. Byłem wykończony nerwowo. Dobiegłem do mety i łącznie w kombinacji norweskiej zająłem 6. miejsce. Było to bardzo przykre i nawet nie poszedłem na ceremonię rozdania medali.
Józef Gąsienica i jego młodszy brat Wawrzyniec (nie był olimpijczykiem) - jak głosi rodzinna legenda - swoją fantazją góralską i brawurą zasłużyli na miano "Janosików" z Cyrhli. Tym trudniej zrozumieć fakt, że obaj nie przywiązywali szczególnej wagi do sportowych sukcesów, nie angażowali się zbytnio w walkę o tytuły i medale, mimo znakomitych warunków fizycznych i talentu.
Józef Gąsienica to trzykrotny mistrz Polski: w kombinacji norweskiej (1962,1971) i sztafecie 4 x 10 km (1968) i 6-krotny wicemistrz kraju: w kombinacji (1960, 1968-1970) i sztafecie 4x10 km (1969, 1971). Uczestnik Mistrzostw Świata FIS (1962, 1966, 1970), zwycięzca Memoriału B. Czecha i H. Marusarzówny (1968).
Mieszkał na Cyrhli i pracował w swoim zawodzie jako cieśla. Zmarł w 2005 r. Wawrzyniec Gąsienica mieszka obecnie w Stanach Zjednoczonych.
WOJCIECH SZATKOWSKI