Urodził się 19 kwietnia 1951 r. w Zakopanem w rodzinie o wspaniałych narciarskich tradycjach. Zaczął jeździć później niż starszy brat Andrzej, bo jak wspomina Andrzej Bachleda-Curuś senior: "Mieliśmy mniej czasu na zajęcie się młodszym synem". Pierwszy cel, jaki sobie postawił był niezwykle ambitny: Dogonić Jędrka!
Wspomina: - Gdyby nie Andrzej, nie osiągnąłbym w narciarstwie wiele. Atmosferę sprzyjającą narciarstwu tworzył w domu ojciec, a także matka, ale to Andrzej wprowadził mnie do świata sportu. Ufałem mu bezgranicznie w każdej sprawie i dobrze na tym wyszedłem, choć wiele było takich chwil, kiedy się przeciw niemu buntowałem. Zwłaszcza wówczas, gdy nasze wyniki były zbliżone, a on zawsze miał jakieś uwagi, mówił o błędach, jakie jeszcze popełniałem. Były to z pewnością uwagi słuszne! Obserwowałem wielu mistrzów narciarskich i zrozumiałem dobrze, jak cenią sobie taką pomoc.
Jeden ze startów wspomina szczególnie. Podczas Spartakiady Armii Zaprzyjaźnionych w Zakopanem w 1970 r. Narciarze-żołnierze ZSRR święcili coraz to większe sukcesy, aż tu nagle na ich drodze stanęła dwójka pośpiesznie skoszarowanych do wojska górali z rodziny Bachledów: Andrzej i Jan. W konkurencjach alpejskich Bachledowie zdobyli wszystkie złote i srebrne medale. Dzięki ich wynikom w ogólnej punktacji Polska wyprzedziła ZSRR, ku uciesze publiczności i polskich generałów. Bracia Bachledowie otrzymali za swoje zwycięstwo piękny puchar, ufundowany przez ministra spraw wewnętrznych Rumunii. Był to chyba jedyny w historii przypadek, kiedy dwaj górale pokonali Armię Czerwoną.
Pasmo dobrych wyników trwało nadal. W Pucharze Tyrolu w Westendorfie bracia Bachledowie byli w czołówce: Andrzej - 1., a Jan - 4. Na mistrzostwach Polski byli już bezkonkurencyjni, w slalomie uzyskali jednakowy czas (razem Jan zdobył na MP 19 złotych medali). - Po dobrych wynikach - wspomina Andrzej Bachleda - jakie uzyskaliśmy w Westendorfie, postanowiliśmy z bratem, że skoro jesteśmy w formie, to w Kitzbühel, spróbujemy powalczyć o punkty do Pucharu Świata - pojedziemy na całego! I pojechali... 29 stycznia 1973 na słynnych zawodach w narciarstwie alpejskim "Hahnenkammrennen" w Kitzbühel - Andrzej był 3., Jan 7. W prasie ukazały się artykuły z tytułem "Andrzej i Jan Bachledowie równają deski ze słynnym duetem braci Thoenich". Rok 1973 to start na zawodach na Górze św. Anny w Quebecku, wygrał Thoeni, 5. jest Jan Bachleda, a Andrzej 9. W Ga-Pa wygrywa Pierro Gros, 2. Thoeni, 4. jest Jan Bachleda, który łamie dominację Włochów.
W 1974 r. Jan Bachleda na zawodach w slalomie równoległym w Val Gardenie pokonał Hintersera i spotkał się ze Stenmarkiem. Na jednej z bramek Stenmark wypadł, ale sędziowie zarządzili jeszcze jeden przejazd i tym razem wypadł Polak. Zawody jednak ostatecznie wygrał Thoeni. W Pucharze Świata w 1974 r, w slalomie Jan Bachleda uplasował się na 9. miejscu. Startował równolegle w zawodach w Pucharze Świata i w Pucharze Europy. Takich sukcesów było o wiele więcej - wymieniamy tylko ważniejsze, a ich efektem jest kilkadziesiąt pucharów zgromadzonych w rodzinnym domu Bachledów. Wśród nich piękny puchar ufundowany przez premiera Józefa Cyrankiewicza za trzykrotne zwycięstwo w Pucharze PKL.
Zakończył karierę sportową, ale jego przygoda z narciarstwem alpejskim nie skończyła się. Największy zawód? Chyba to, że nie pojechał na igrzyska do Sapporo w 1972 r. Miał wybitne predyspozycje do konkurencji szybkościowych, ale w kraju nie było gdzie trenować biegu zjazdowego. Najważniejszy start, to chyba występ na olimpiadzie w 1976 r. w Innsbrucku, kiedy "Jano" wywalczył 11. miejsce w slalomie. Pamiętne są także zwycięstwa na trasach w austriackim Haus w 1972 r., za które otrzymał piękne puchary.
WOJCIECH SZATKOWSKI