Adam Małysz nie wpisał się do księgi wielkich weekendowych sukcesów polskich sportowców. Co więcej, na mamuciej skoczni w Harrachovie niczym pod lupą powiększającą było widać, że kryzys polskiego mistrza jest coraz poważniejszy.
Jego występ w Harrachovie pod każdym względem był kompletną klapą.
–Nie wiem, co się dzieje. Jestem w dobrej formie fizycznej, ale zgubiłem technikę. Nogi nie pracują tak jak trzeba... – żalił się Małysz już w sobotę. Tego dnia „zgubiona technika” sprawiła, że Polak w serii próbnej zaliczył 149 metrów, a w konkursie wylądował na buli na 130. metrze(Kamil Stoch osiągnął 190,5 m, a Stefan Hula 164,5 m) i na ostatnim miejscu. Tylko decyzja sędziów, którzy anulowali wyniki, gdy na górze pozostało raptem sześciu zawodników, sprawiła, że rywalizację przerwano, przenosząc zmagania na niedzielny poranek.
Ostatecznie postanowiono, że w niedzielę odbędą się dwa konkursy, choć wiatr pozwolił tylko na jeden. Wieczorem Małysz odbył naradę z trenerami. Zapadła decyzja, że wystartuje tylko rano. O tym wczorajszym występie też jednak trzeba jak najszybciej zapomnieć. Wśród 40 zawodników wiślanin zajął 36. miejsce.
Honoru polskiej reprezentacji bronił tylko Stoch, który był 12. Na taką samą pozycję w klasyfikacji generalnej spadł Małysz, co oznacza, że w Zakopanem musi startować w kwalifikacjach.
Rafał Musioł