13-letni Klimek wystartuje w PŚ w Zakopanem. Organizatorzy nie boją się odwilży i deszczu.
Koniec spekulacji: Klimek Murańka wystartuje w zakopiańskich konkursach Pucharu Świata. Trzynastoletni skoczek został oficjalnie zgłoszony do zawodów. W czwartek Polski Związek Narciarski przesłał do organizatora imprezy – Tatrzańskiego Związku Narciarskiego listę nazwisk zawodników, którzy w przyszłym tygodniu (25 i 26 stycznia) będą rywalizować na Wielkiej Krokwi.
Umieszczenie na niej Klimka – najmłodszego w dziejach uczestnika zawodów tej rangi – powinno zakończyć histerię wywołaną wątpliwościami, czy młokos dostanie swoją szansę. Presję na Związek, by zaprezentować genialne dziecko światu, wywierali przede wszystkim rodzice chłopca, a za nimi opinia publiczna i media; wszyscy wbrew logicznie brzmiącemu argumentowi, że na pierwszym miejscu trzeba wziąć pod uwagę bezpieczeństwo tak młodego zawodnika, a dopiero potem myśleć o biciu statystycznych rekordów.
I mimo że nikt, nigdy i nigdzie nie powiedział, że Klimek nie wystartuje w Zakopanem, ojciec skoczka, Krzysztof Murańka, zdążył wywęszyć spisek zawiązany przeciwko synowi.
W ostatnim numerze „Tygodnika Podhalańskiego” ostro zaatakował działaczy PZN. „Skokami chyba rządzi jakiś układ. Chodzi o to, żeby startował Hula czy Żyła, bo oni byli trenowani przez pana Lepistoe, który bierze za to duże pieniądze. Niektórzy chyba boją się talentu mojego syna” – wypalił na łamach pisma.
Jego wypowiedź z ironicznym uśmiechem skomentował Lech Nadarkiewicz, dyrektor zawodów w Zakopanem. – Mam wrażenie, że mały Klimek znacznie lepiej znosi to całe zamieszanie wokół siebie i rosnącą popularność niż jego tata – stwierdził.
Sam Nadarkiewicz ma na głowie znacznie większe problemy niż pretensje bardzo ambitnego rodzica. Zakopane wygląda bowiem teraz tak, jakby szykowało się na przyjęcie wiosny, a nie najlepszych skoczków świata. Temperatura jest dodatnia, z nieba pada deszcz, a na skoczni spod śniegu prześwitują ciemne płaty igelitu.
– Kryzysu nie ma, konkursy nie są zagrożone – uspokaja jednak dyrektor. – Pogoda nie spędza nam snu z powiek, bo opieramy się na sprawdzonych prognozach. Wiemy, że na sobotę i niedzielę zapowiadane są deszcze i to będzie krytyczny moment. Potem ma przyjść lekkie ochłodzenie. Wielką Krokiew zaczniemy więc śnieżyć w przyszłym tygodniu. Teraz jej nawet nie ruszamy, bo co się zrobi dzisiaj, to jutro spłynie.
Dyrektor zapewnia, że świat nie zawali się również wtedy, gdy temperatura nie spadnie poniżej zera i niemożliwe będzie użycie armatek śnieżnych.
– Mamy rezerwy śniegu – wyjaśnia. – Choć nie ukrywam, że ucieszyłby mnie minus cztery stopnie, bo wtedy moglibyśmy „nastrzelać” świeżego puchu – przyznaje.
Każdy z wieczornych konkursów obejrzy 26800 widzów (z czego 1500 to obsługa i zaproszeni goście). Nadarkiewicz przyznaje, że jego biuro z coraz większym trudem wymyśla nowe atrakcje dla kibiców. – Jeździmy po świecie, podglądamy innych, ale nie znajdujemy niczego, czego nie ma u nas – rozkłada ręce. – Możemy zrobić więc tylko jedno: dopieszczać istniejące rozwiązania.
W tym roku pojawi się jednak pewna nowość – wewnętrzna telewizja. Przed zawodami i między seriami konkursowym, czyli wtedy, gdy swojego sygnału nie wysyła TVP, organizatorzy wyprodukują z trzech kamer własny program. Na dwóch telebimach będzie można śledzić reakcje widowni, pracę wodzirejów, występy artystyczne i obejrzeć wywiady ze znanymi ludźmi.
Pod Tatry jak zwykle wybiera się silna reprezentacja aktorów (m.in. Grażyna Wolszczak, Ewa Gawryluk, Joanna Koroniewska, Piotr Zelt, Cezary Żak), piosenkarzy (m.in. Bracia Cugowscy) i polityków. W przypadku tych ostatnich lista nie jest jeszcze gotowa; wiadomo, że nie zjawi się premier Donald Tusk, a kancelaria prezydenta Lecha Kaczyńskiego zwleka z odpowiedzią. Z najwyższych szarżą przyjazd potwierdzili ministrowie: sportu Mirosław Drzewiecki i obrony narodowej Bogdan Klich. Prawdziwym hitem ma być jednak wizyta Leo Beenhakera, selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski.
– Podejrzewam, że Holender będzie największą gwiazdą zawodów. Większą nawet niż Małysz i Murańka – śmieje się Nadarkiewicz.
Przemysław Franczak