Janne Ahonen przyćmił sukcesy Jensa Weissfloga. Potężne dotąd Niemcy i Norwegia w TCS w odwrocie.
Janne Ahonen, zwycięzca 56. Turnieju Czterech Skoczni, ma już w kolekcji niemal wszystko. Dopełni szczęścia brakuje mu tylko złota olimpijskiego. Fin był bohaterem. A kto okazał się przegranym zakończonej w niedzielę imprezy?
Jens Weissflog – przyćmiona legenda. Choć już zakończył karierę, to na przełomie roku jego nazwisko zawsze odmienia się w Niemczech przez wszystkie przypadki i we wszystkich telewizjach. Ahonen odebrał jednak Weissflogowi kawałek jego sławy. Do niedzieli obaj mieli na koncie po cztery zwycięstwa w końcowej klasyfikacji imprezy. Fin uznał jednak, że w nieskończoność chwałą dzielić się nie będzie, i wygrał po raz piąty. Wyprzedził Niemca także w rankingu uwzględniającym zawodników z największą liczbą zwycięstw w konkursach Pucharu Świata. Czołówka przedstawia się teraz następująco:1.Nykänen – 46,2. Małysz – 38, 3. Ahonen – 34, 4. Weissflog – 33.
Niemcy – kolos na glinianych nogach. Już po otwierającym konkursie w Oberstdorfie niemiecka prasa krzyczała zaczepnymi tytułami: „Vier Schanzen, null schanz”(Cztery skocznie, zero szans). Koniec końców, na najniższym stopniu podium stanął Michael Neuma- yer. Bo był tak mocny? Nie, bo ktoś po prostu musiał. Na zasadzie obowiązującej w rajdach samochodowych – dojedź do mety, a miejsce samo się dla ciebie znajdzie. Neumayerowi (i czwartemu w generalce Małyszowi także) pomogło wypaczenie niedzielnego konkursu w Bischofshofen, ale niemieckim skokom nikt nie jest w stanie ostatnio pomóc. Trener Peter Rohwein siedzi na bombie, którą najchętniej zdetonowałby jego asystent Heinz Kuttin.
Jakub Janda – orła cień. Przed dwoma laty wygrywał imprezę – ex aequo z Janne Ahonenem – i cały Puchar Świata. Latał daleko, odważnie i pięknie – z czubkiem nosa poniżej poziomu nart. Dziś z tej agresywnej sylwetki zostały tylko wspomnienia. W niedzielę w Bischofshofen Czecha nie zobaczyliśmy, bo został zdyskwalifikowany po kwalifikacjach za nieprzepisowy kombinezon. Tylko czy ktoś to w ogóle zauważył? Dodajmy, że we wrześniu Janda się ożenił, a jednym z jego weselnych gości był Robert Mateja.
Norwegowie – gang Kojonkoskiego w odwrocie. Fiński szkoleniowiec zawsze wyciągał jakiegoś asa z rękawa. W 2004 r. TCS wygrał Sigurd Pettersen, a przed rokiem Anders Jacobsen. Swoje krótkie chwile mieli Lars Bystoel, Bjoern Einar RomoereniRoarLjoekelsoey. Dziś wszyscy śpiewają cienko. Zmęczenie materiału?
Gregor Schlierenzauer i Andreas Kofler – młode wilki z problemami. Na półmetku ten pierwszy prowadził. Identycznie jak przed rokiem, kiedy zepsuł wszystko w Innsbrucku. Wtedy zakończył jednak imprezę na drugim miejscu, teraz – poza czołową dziesiątką. Za największego pechowca uchodzi jednak „Kofi”.W Engelbergu upadek w finałowej serii pozbawił go pucharowego zwycięstwa. W Oberstdorfienie ustał skoku już po raz trzeci w sezonie. Upadek wyglądał groźnie i zostawił ślad w psychice. Czerwona kreska, oznaczająca punkt K, w przypadku Austriaka oznacza teraz czerwoną lampkę ostrzegawczą, wysyłającą sygnał: stop, dalej nie lecimy. Na usunięcie tej blokady potrzeba czasu.
Wojciech Koerber Bischofshofen