Monitorowane są trasy nie tylko na Kasprowym. Można zapłacić nawet do 500 zł mandatu.
W rejonie Kasprowego Wierchu Tatrzański Park Narodowy zamontował urządzenia, które fotografują narciarzy łamiących przepisy. Chodzi o osoby, które wchodzą pod prąd trasami zjazdowymi lub też w ogóle schodzą z oznakowanych tras.
Zainstalowane elektroniczne urządzenia liczą, ile osób łamie przepisy, a poza tym robią niektórym z nich zdjęcia. Później, jeśli delikwenta uda się zidentyfikować, czeka go rozmowa lub nawet mandat z rąk Straży Ochrony Parku.
Gdzie są zamontowane te urządzenia? To tajemnica. Tatrzański Park Narodowy nie chce bowiem, aby fotokomórkami zainteresowały się osoby niepowołane. Wiadomo, że urządzenia monitorują trasy narciarskie w Kotle Goryczkowymi Gąsienicowym, a także nartostradę w kierunku Kuźnic. TPN nie chce też ujawnić, ile tych urządzeń znajduje się w całym parku.
– Przy pomocy nowoczesnej techniki sprawdzamy przede wszystkim, ilu narciarzy jest tam, gdzie nie powinno być – podkreśla Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. – Są to aparaty reagujące na ruch. Robią zdjęcia np. osobom, które podchodzą trasą narciarską czy zjazdową z Kuźnic w kierunku Kasprowego Wierchu. A to bardzo niebezpieczny proceder i kiedyś może dojść do prawdziwej tragedii. Fotokomórki robią zdjęcia. Możemy więc te osoby policzyć a nawet rozpoznać. Jeśli ktoś nagminnie łamie przepisy, a znamy jego personalia, to dyscyplinujemy go na różne sposoby. Ale to działa jak wideoradary policyjne. Tylko w części pomagają ocenić, jak często łamane są przepisy w rejonie Kasprowego. Nie wszyscy jednak z aprobatą patrzą na tego typu metody.
– Trudno będzie np. zidentyfikować delikwenta w goglach, czapce narciarskiej czy typowej kurtce – ocenia Marcin Kacperek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich. – I chyba nie temu te urządzenia mają służyć. Obawiam się tylko, czy ktoś, jeśli je zlokalizuje, po prostu ich nie ukradnie. Trudno bowiem w terenie pilnować na pewno kosztownych aparatów.
TPN zgadza się, że fotografowanie i ewentualne karanie to ostateczność.
– Przede wszystkim pouczamy – podkreśla Paweł Skawiński. – Wyciąganie surowych konsekwencji i karanie to naprawdę ostateczność. Zdecydowanie działamy tylko wtedy, gdy spotykamy się z agresją.
Straż Parku zdążyła już nałożyć kilku nieroztropnym turystom kary pieniężne, sięgające nawet 500 zł.
Przyrodnicy podkreślają jednak, że najważniejsza jest także i w tej kwestii profilaktyka.
– Jestem codziennie w rejonie Kasprowego Wierchu – mówi Tomasz Krzyżanowski, pracownik TPN. – Obserwuję coraz większą liczbę narciarzy, jak i zjawisko, że coraz więcej osób łamie przepisy. Jak temu zaradzić? To trudna sprawa. Uważam, że przede wszystkim powinniśmy ludzi edukować. I to nieustannie, bez końca, a efekty pojawią się za jakiś czas. To również apel do mediów, aby mówić i tłumaczyć ludziom, jak w Tatrach się zachowywać.
Podkreślają to również inni.
– Marzę o dniu, kiedy narciarze sami zrozumieją, że w rejonie Kasprowego Wierchu powinno się przestrzegać pewnego kompromisu – podkreśla Paweł Skawiński. – Część terenu wydzielona jest dla narciarzy, a resztę pozostawmy przyrodzie. Doceńmy to, że można w Tatrach na terenie parku pojeździć, ale zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Przemysław Bolechowski