Z Hannu Lepistoe, fińskim trenerem polskich skoczków, rozmawia w Innsbrucku Wojciech Koerber:
W jakiej formie zdrowotnej znajduje się nasza ekipa na półmetku Turnieju Czterech Skoczni?
Drużyna wygląda dobrze.
A trener?
Walczę dalej (śmiech). Mam problemy z kręgosłupem, z korzonkami i Rafał (Kot) musi mnie stawiać na nogi.
Polskich kibiców też pewne rzeczy bolą. Na przykład to, że w Oberstdorfie Adam Małysz posadził ich na huśtawce nastrojów. Treningi miał kapitalne, za to zawody bardzo przeciętne, by nie rzec – najgorsze w sezonie.
Brakowało stabilności. A dlaczego? Adam prawdopodobnie poczuł się mocny, jednak za bardzo chciał pokazać, że znów jest w stanie walczyć o najwyższe cele. I to spowodowało tę niestabilność. Jak mówię, nie był wyluzowany, bo za bardzo chciał.
Co zatem musi jeszcze poprawić?
Jest też drobny błąd na progu, spóźnione odbicie. I stąd te odległości nie są takie, jakich byśmy oczekiwali. Nie patrzmy na grę w piłkę nożną, którą zafundowałem zawodnikom przed konkursem w Oberstdorfie, czy na fakt, że w Garmisch trzeba było każdorazowo pokonywać ponad trzysta schodków, by dostać się na szczyt skoczni. Bo akurat Adam te wspinaczki zniósł bardzo dobrze. Zresztą Ahonen tak właśnie trenuje u siebie w domu. Nie jeździ wyciągami, lecz chodzi. Nie jest też tak, że szykowaliśmy formę na mistrzostwa świata w lotach. Chcieliśmy być na topie od początku. Popełniony został jednak błąd i wciąż ponosimy karę. Pewne obciążenia były zbyt duże i trzeba czekać, aż wszystko się ustabilizuje. Nie wiem jednak, kiedy to nastąpi. Po prostu nie mam takiego doświadczenia.
W Ga-Pa Małysz otrzymywał też kiepskie noty od sędziów. Dlaczego?
Pewnych rzeczy często nie rozumiem. Skok jednego zawodnika, nie pamiętam już którego, oceniony tam został i na 17, i na 19 punktów. Skąd taka skrajność w ocenie tej samej próby? Naprawdę nie wiem.
Jak można temu zaradzić?
Jedyna droga jest taka, by pod uwagę brać wyłącznie odległości, a noty zlikwidować.
To dobra droga?
Osobiście uważam, że tak. Jednak Norwegowie mogą twierdzić inaczej. Gdyby faktycznie odrzucić noty, okazałoby się, że różnice między zawodnikami są naprawdę minimalne. Przy obecnych nowinkach technicznych można jednak mierzyć skoki z dokładnością do dziesięciu centymetrów.
O zwycięstwo w Turnieju walczą Ahonen, Morgernstern i Schlierenzauer. Któremu daje Pan największe szanse?
Wydaje się, że najlepiej ciśnienie znosi Ahonen. Bo choć ani razu nie wygrał, to jednak dwukrotnie stał na podium. Ale nie wiem, na czym polega jego długowieczność (w TCS Fin startuje już po raz 16.!). W ciągu dwóch poprzednich sezonów nie mógł stanąć na podium, a teraz znów jest wielki. Tymczasem w treningu nic nie zmienił. Wiem, bo rozmawialiśmy o tym.
Morgenstern może już być pewien zdobycia PŚ?
Jeszcze chyba nie. Zawsze może przecież wpaść w jakieś tarapaty, a ktoś inny mieć super okres. Po konkursie w Oberstdorfie powiedziałbym, że to on wygra cały turniej. W Garmisch okazało się jednak, że jeden mały błąd może spowodować wypadnięcie z czołówki. Pamiętam tego chłopca, gdy trafił do prowadzonej jeszcze przeze mnie austriackiej kadry. Już wtedy wiedziałem, że to jeden z najbardziej utalentowanych skoczków na świecie. Nie wiem tylko, dlaczego tak długo trwało to jego dochodzenie na szczyt.
Kiedy na podium Pucharu Świata wróci Adam?
Nie chcę odpowiadać na to pytanie, boja zawsze źle typuję. Jednak chciałbym, żeby wszystko znów funkcjonowało jak należy.