Andrzej Mateja - urodzony 26 sierpnia 1935 w Kościelisku, syn Jana i Marii z d. Stękała, absolwent zasadniczej szkoły zawodowej (cieśla), ratownik górski, narciarz-biegacz (w czasie kariery sportowej mierzył 175 cm, ważył 73 kg) należał do czołówki krajowej w biegach narciarskich. Był zawodnikiem klubów zakopiańskich: "Kolejarza" (1952-1956), WKS (1957-1958) i SNPTT (1959-1964), podopiecznym trenera klubowego i kadry polskich biegaczy Józefa Zubka. Wspomina: - Kończyłem już właściwie uczęszczanie do szkoły podstawowe, kiedy SN PTT zaczęła działać w Kościelisku. Brałem czynny udział w zawodach lokalnych dla dzieci, kiedy opiekę nad tą akcją pełnili Stanisław Karpiel z Kiri, Ludwik Kotarba z Józefem Zubkiem z ramienia klubu. Jeździliśmy na nartach (chyba poniemieckich) razem z Sobczakami, Szczepaniakami, Bukowymi, Sulejami, Karpielami startując w Kościelisku, Witowie i pod koniec zimy, gdzieś w Dolinie Miętusiej w biegach, skokach i zjazdach.
Takie były początki narciarstwa. Zostało to przerwane trudnymi warunkami materialnymi i Mateja wyjechał na kilka lat do Warszawy, biorąc udział w odbudowaniu stolicy. Do Zakopanego powrócił w wieku 18 lat. Zapisał się do "Kolejarza" (taką wtedy nazwę nosiło SN PTT - przyp. autora) i wznowił treningi. Na wyniki nie trzeba było długo czekać - zdobył tytuł wicemistrza Polski juniorów. Od tej pory prowadził systematyczny trening pod opieką wybitnych szkoleniowców: Józefa Zubka i Tadeusza Kaczmarczyka. Ci fachowcy świetnie przygotowali kadrę wprowadzając elementy treningu wysokogórskiego. - Pewnego rodzaju dopingiem dla mnie była chęć poznania świata i ambicja utrzymania się w czołówce - wspomina. Wreszcie marzenia się spełniły i Mateja został członkiem grupy przygotowującej się do olimpijskich startów, w kwalifikacjach olimpijskich wypadł dobrze i znalazł się w grupie olimpijskiej.
Po raz pierwszy Andrzej Mateja startował na zimowych igrzyskach w 1956 we włoskim Cortina d'Ampezzo. - Miałem wtedy niespełna 21 lat - wspomina. Zdobył następujące wyniki: w biegu na 15 km zajął 22 m. na 62 start. z czasem 53.42,0 (zw. Norweg H. Brenden - 49.39,0); w sztafecie 4x10 km Polacy zdobyli 9. miejsce na 14 start. z czasem 2: 25.55,0 (zw. ZSRR - 2: 15.30.0). Partnerami Matei w drużynie byli: Józef Gąsienica-Sobczak, Tadeusz Kwapień i Józef Rubiś. Polska sztafeta mogła uplasować się znacznie wyżej, ale brakło szczęścia: biegnący na "wystrzał", będący w znakomitej formie Józef Rubiś złamał na jednym ze zjazdów nartę. W 1958 r. startował z kolegami na MŚ w fińskim Lahti.
- Tu nie poszło nam tak dobrze jak w Cortinie - mówi - bowiem regulamin dopuszczał po 6 zawodników z każdego państwa. Dopiero w Lahti zrozumiałem, na czym polega masowość w sporcie, tylu narciarzy wzdłuż trasy nie było mi danym już nigdy oglądać, chociaż startowałem w Finlandii, Szwecji, Norwegii kilkanaście razy.
Po raz drugi przypiął orzełka na ZIO w 1960 w Squaw Valley, Wyniki: 15 km - 43 m. na 54 start. z czasem 58.09,1 (zw. Norweg H. Brusveen - 51.55,5); bieg na 30 km - 23 m. na 48 start. z czasem 2: 01.54,7 (zw. S. Jernberg, Szwecja - 1: 51.03,9); sztafeta 4x10 km - 6. miejsce na 11 startujących (najlepsze w historii polskiego narciarstwa), z czasem 2: 26.30,8 (zw. Finlandia - 2: 18.45,6). Partnerami Matei w sztafecie byli: J. Gut Misiaga, J. Rysula i K. Zelek Właśnie Mateja i Rysula przyczynili się do tego, że polska sztafeta olimpijska 4 razy 10 km odniosła największy sukces w historii polskich biegów narciarskich mężczyzn, zajmując w Squaw Valley 6. miejsce, a niekwestionowanym bohaterem tego biegu w polskiej ekipie był Rysula, 5-krotny mistrz Polski w sztafecie 4x10 km (1958, 1960-1961, 1963-1964) i 3-krotny wicemistrz kraju: na 15 km (1956), 50 km (1964) i 4x10 km (1962). Zdobywca prestiżowego Pucharu Kurikkali (1959-1960 - w sztafecie 4x10 km). Działacz sportowy. Mieszka w Kościelisku (ratownik GOPR i TOPR). - Do pracy w Grupie Tatrzańskiej GOPR przeszedłem bezpośrednio po zakończeniu kariery narciarskiej. Porównania tamtych lat z dzisiejszymi, kiedy to z trudem kupowaliśmy drogie "Jaervinki", kiedy tylko śniliśmy o nowych smarach "Rode" i podobnych, wypadają na korzyść obecnych młodych biegaczy, ale czy tylko warunki są potrzebne do uzyskania dobrych wyników?
WOJCIECH SZATKOWSKI