W tym roku Puchar Świata w skokach przypomina świąteczną ramówkę telewizyjną. Same powtórki. W pierwszym przypadku emocje kończą się po sprawdzeniu programu, w drugim - po pierwszym skoku Thomasa Morgensterna. Rewelacyjny Austriak jest w tym sezonie niepokonany, w czwartek wygrał w Villach po raz czwarty. Małysz, który był dziesiąty, twierdzi, że jeszcze nie stracił z oczu Kryształowej Kuli. - Kiedy wrócę do formy? Tego akurat nie wiem.
Gdybym znał sposób na poprawienie wyników, już dawno bym go zastosował - mówi Polak. Nasz skoczek pociesza się, że "błysk może wrócić z dnia na dzień" i z szacunkiem patrzy na popisy 21-letniego Austriaka. Jeśli Morgenstern wygra za tydzień dwa konkursy w szwajcarskim Engelbergu, stanie się pierwszym zawodnikiem w historii, który w zawodach PŚ zwyciężał siedem razy z rzędu. Po sześć triumfów mają na koncie Finowie Janne Ahonen i Matti Hautamaeki.
Morgenstern to Małysz tego sezonu. Wygrywa w stylu, w jakim polski mistrz wielokrotnie upokarzał rywali. W tej chwili nikt nie jest w stanie doskoczyć Austriakowi nawet do pięt, co do końców długaśnych nart. Polak twierdzi jednak, że patrząc na Morgiego wcale nie widzi siebie z chwil największych triumfów. - Nie tylko dlatego, że w ogóle nie jesteśmy do siebie podobni - mówi żartem. - On skacze inaczej. Choć z drugiej strony rzeczywiście można powiedzieć, że środki są różne, ale efekt zbliżony. Też potrafi "odlecieć".
Łączą ich jeszcze dwie rzeczy: ten sam sponsor, który wymalował im reklamę na kaskach (napój dodający skrzydeł; trafiony-zatopiony - pasuje do nich jak ulał), i osoba menedżera Ediego Federera. Na przykładzie obrotnego Austriaka najlepiej widać zmianę warty w światowych skokach. W marcu tego roku, na finale PŚ w Planicy, Federer nie odstępował triumfującego Małysza nawet na krok. Polak po skoku, on obok. Polak z pucharem, on za nim. Polak udziela wywiadów, on prawie trzyma go za rękę. Teraz Adam ze skoczni schodzi sam, bo Federer fotografuje się z Morgensternem. Po czwartkowym konkursie i zwycięskim skoku młodego Austriaka podbiegł do niego szybciej niż kamerzysta tutejszej telewizji. Gratulował, poklepywał, obejmował. Błahostka, zrozumiała reakcja czy jednak symboliczne wydarzenie? A może jedno i drugie?
Nie można mieć złudzeń w innej kwestii - dogonienie Morgiego w klasyfikacji generalnej wydaje się w tej chwili zadaniem przekraczającym siły wszystkich jego konkurentów, nawet Małysza. Polak jak mało kto potrafi odrabiać straty - patrz: zeszły sezon - ale nawet jeśli szybko odzyska błysk, to skrócenie dystansu do uciekającego Austriaka będzie niebywale trudne. O wiele trudniejsze niż pościg za Norwegiem Jacobsenem w poprzedniej edycji PŚ. Wtedy po pierwszych pięciu konkursach Małysz był 5. w klasyfikacji generalnej i do prowadzącego Szwajcara Simona Ammanna tracił 202 punkty. Teraz strata jest większa, a na dodatek Morgenstern nie dzieli się z nikim zwycięstwami, co może okazać się kluczowe.
- Morgi jest w tym momencie tak mocny, że nawet warunki atmosferyczne nie są dla niego istotne. Po prostu odbija się i frunie - z uznaniem wypowiada się o rywalu polski skoczek. Forma rywala nie spędza mu jednak snu z powiek. - Jest bardzo pewny siebie, ale nie będzie wygrywał bez końca. Już naciska na niego Ahonen. A ja? Liczę, że wkrótce go przeskoczę.
Przemysław Franczak (Villach)