Burmistrz Zakopanego wyznaczył ostateczny termin zakończenia negocjacji z rodziną Byrcynów. Byrcynowie mają czas tylko do 31 grudnia. W Zakopanem nikt nie wierzy w porozumienie.
Najstarsza trasa narciarska w Zakopanem przestaje istnieć. Wszystko wskazuje na to, że 70-letnia nartostrada wzdłuż toru kolejki na Gubałówkę będzie już na zawsze zamknięta dla narciarzy. Przyczyną jest trwający już od trzech lat konflikt pomiędzy zakopiańską rodziną Byrcynów a Polskimi Kolejami Linowymi.
Byrcynowie są właścicielami siedmiu działek leżących na trasie nartostrady. Nie życzą sobie na nich narciarzy. Gdy rok temu burmistrz Zakopanego Janusz Majcher obejmował swój urząd, był pełen optymizmu. Ogłosił, że rozwiązanie konfliktu na Gubałówce będzie dla niego priorytetem. Dziś przyznaje, że negocjacje najprawdopodobniej zakończą się fiaskiem.
Trasą z Gubałówki zjeżdżał chyba każdy narciarz, który choć raz był w Zakopanem. Do niedawna Polskie Koleje Linowe utrzymywały trasę na mocy porozumienia, jakie zawarto z właścicielami terenów na stoku Gubałówki w 1995 r. Górale dostawali pieniądze za korzystanie z ich terenów, a PKL zarabiały je dzięki kolejce wywożącej na szczyt turystów i narciarzy.
Jednak w 2002 r. rodzina Byrcynów zwróciła się do sądu z żądaniem wydania ich nieruchomości oraz demontażu instalacji do sztucznego naśnieżenia. Dwa lata później sąd przychylił się do żądań Byrcynów tłumacząc, że już sam pozew można traktować jako wypowiedzenie umowy. Od tego czasu trasa narciarska na Gubałówce jest zamknięta.
Dlaczego Byrcynowie zerwali umowę? Legendarne stało się powiedzenie jednego z członków rodziny: „nie, bo nie”. Potem górale zażądali odszkodowania za wszystkie lata funkcjonowania trasy narciarskiej i zaczęli skarżyć się, że śnieg z armatek wodnych leci na ich dom. Żeby uniemożliwić korzystanie z trasy, ogrodzili część działek i posadzili na nich drzewa.
– Przez cały ostatni rok rozmawialiśmy z rodziną Byrcynów – zapewnia burmistrz Zakopanego Janusz Majcher. – Uzgodniliśmy, że trasa narciarska zostanie przeniesiona za zgodą Byrcynów na prawą stronę kolejki. A na terenach starej trasy będzie prowadzona działalność usługowa: staną tam stragany czy karczma.
Wydawało się, że konflikt jest bliski zakończenia. Nic bardziej mylnego. Rozmowy zamiast zbliżać się do finału, wciąż stoją w martwym punkcie. Dlatego burmistrz miasta wyznaczył datę, po której zrezygnuje z jakichkolwiek rozmów z właścicielami terenów na Gubałówce. – Jeśli do końca roku nie uda się osiągnąć porozumienia, to całkowicie wycofam się ze sprawy – oświadcza Majcher. – Czekam więc, aż wszyscy właściciele terenów złożą wnioski o utworzenie trasy po prawej stronie kolejki. I automatycznie wszyscy zgodzą się, aby od 1 stycznia działała stara trasa narciarska.
Tymczasem Byrcynowie nie kwapią się do złożenia jakiejkolwiek deklaracji. – Nic nie wiem o tej propozycji – ucina Bożena Gąsienica-Byrcyn. – Nie będę komentować żadnych informacji.
Pytana, czy są szanse, aby konflikt zakończył się 31 grudnia, odmawia odpowiedzi. W zakopiańskim magistracie nieoficjalnie mówi się, że nie ma nadziei, by w ciągu trzech tygodni nastąpił przełom.
Górale pod Gubałówką nie wierzą w porozumienie. Są wściekli. – To skandal – wygraża rękami Andrzej Galica, handlujący pod Gubałówką. – Znów nas oszukano. Odkąd trasa narciarska jest zamknięta, nie zarabiamy. Jak długo jeszcze przez opór jednej rodziny wszyscy będziemy tracić? – pyta.
– Grodzenie Gubałówki to gwóźdź do jej trumny – mówi Jan Karpiel Bułecka, znany zakopiański architekt. – Szkodzimy sami sobie. Ręce opadają.
Do chwili jej zamknięcia, z trasy na Gubałówce korzystało rocznie kilkaset tysięcy narciarzy.
Przemysław Bolechowski