Rozmowa z trenerem Startu/Krokiew Kazimierzem DŁugopolskim
Kazimierz Długopolski, w przeszłości znakomity skoczek i kombinator norweski jest jedynym zatrudnionym trenerem w klubie Start/Krokiew. Odpowiada za szkolenie najmłodszych adeptów tych dyscyplin sportowych.
- Panie trenerze, Pana klub wręcz zdominował rywalizację w kategoriach młodzieżowych zarówno w zimie, jak i w lecie - to powód do dumy?
- Oczywiście wyniki moich wychowanków to powód do satysfakcji, jednak ja wybiegam myślami już w przyszłość, a ta nie wydaje mi się tak świetlana jak jest teraz.
- Skąd taka pesymistyczna wizja?
- Ja nie jestem z natury pesymistą, ale są symptomy wskazujące może nie na regres, ale na stagnację w rozwoju skoków, przynajmniej w tych kategoriach wiekowych, którymi ja się zajmuję.
- Czym się to przejawia?
- Wydaje mi się, że minął swoisty czas "małyszomanii", gdy do klubu zgłaszało się tylu zawodników, że nie sposób było ogarnąć ich szkoleniem. Zaczyna się coś niedobrego dziać z naborem. Teraz coraz trudniej namówić do uprawiania skoków, szczególnie tych chłopców, którzy mają do uprawiania tej niełatwej przecież dyscypliny szczególne predyspozycje. I tu widzę największy problem, największe zagrożenie. Zawęża się zatem baza zwodnicza, a tym samym nie poszerza się grono działaczy, które rekrutowało się głównie z rodziców zawodników. Nie ma też istotnej zmiany w bazie treningowej. Tak naprawdę tylko kompleks zakopiańskich skoczni spełnia warunki pozwalające realizować kolejne etapy szkolenia skoczków. Zresztą, paradoksalnie szkolenie w okresie letnim jest łatwiejsze niż zimą. W Wiśle, w Szczyrku czy Zagórzy po prostu nie radzą sobie z przygotowaniem skoczni zimą, gdy brakuje śniegu. Najlepsza sytuacja jest w zaopatrzeniu zawodników w sprzęt. To głównie za sprawą firmy "Lotos", która tak znacząco wsparła naszą dyscyplinę.
- Teraz zima jest nader łaskawa, jak zatem przebiegają przygotowania do sezonu?
- Oczywiście duża skocznia jest gotowa do skakania, ale trenują na niej kadrowicze. Małe obiekty potrzebne nam trenerom pracującym z dziećmi nie są przygotowane. Ja sam próbowałem utwardzić zeskok na K-15 i nawet mi się to po ciężkim wysiłku udało. Cóż z tego, skoro na drugi dzień zastałem zeskok zrujnowany, przez entuzjastów jazdy na tzw. jabłuszkach. Potrzebne jest przygotowanie kolejnych skoczni, mam nadzieję, że włączy się do tego COS i inni trenerzy odpowiedzialni za szkolenie grup młodzieżowych. A na marginesie tej sprawy trudno nie wspomnieć o śp. Waldku Wolwowiczu. Pod jego kierownictwem skocznie były zawsze przygotowane perfekcyjnie i na czas. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale to nie zawsze się sprawdza.
(ZK)