Andrzej Marusarz urodził się 31 sierpnia 1913 r. w Zakopanem. Jego ojcem był znakomity przewodnik i ratownik TOPR, Jędrzej Marusarz, który wychowywał syna po swojemu, w atmosferze pracy i kontaktu z górami, kiedy młody chłopak towarzyszył mu w wycieczkach górskich, początkowo jako tragarz. Z czasem poznał Tatry na tyle dobrze, że w 1932 r. zdał egzamin na przewodnika tatrzańskiego III klasy, potem, w 1937 r., II klasy, a już po wojnie, w roku 1967 r., został przewodnikiem najwyższej, pierwszej klasy. Był także ratownikiem TOPR. Pierwszym żywiołem, w którym wyżywał się Andrzej Marusarz, były góry, a właściwie góry i narty. Dlatego Andrzej w wieku 11 lat rozpoczął starty i był na dwóch olimpiadach zimowych (1932 - Lake Placid i 1936 - Ga-Pa). Drugim żywiołem Andrzeja było morze. Dwa lub trzy razy był torpedowany w alianckich konwojach w czasie II wojny światowej i godzinami pływał w lodowatej wodzie, czekając na ratunek. Po wojnie pływał także na transatlantyku "Batory". Ta morska pasja była niemniej silna jak narciarstwo.
W narciarstwie odniósł wiele sukcesów: był mistrzem Polski w skokach (1938), startował w wielu międzynarodowych zawodach. Sztafeta SN PTT, w której wielokrotnie biegł podczas mistrzostw Polski, zajmowała w latach trzydziestych czołowe pozycje. Andrzej Marusarz uczestniczył pięciokrotnie w narciarskich zawodach FIS: w Innsbrucku (1933), Solleftea (1934), Szczyrbskim Jeziorze (1935), Chamonix (1937) oraz w Zakopanem (1939). Nartom, jak wspominał, poświęcił swoją młodość.
"Andre", jak go nazywano, był też oprócz skoków, mistrzem biegu rozstawnego, czyli narciarskiej sztafety. Jego pierwszy znaczący sukces w tej konkurencji miał miejsce w 1931 r. na XII Międzynarodowych Zawodach Narciarskich o mistrzostwo Polski, gdzie sztafeta SN PTT zajęła dobre trzecie miejsce. W jej skład wchodzili: Andrzej Marusarz, Stanisław Marusarz, Jan Marusarz, Jan Żytkowicz i Władysław Żytkowicz. W roku 1932 Andrzej Marusarz był na olimpiadzie w Lake Placid, a w mistrzostwach Polski, rozegranych po powrocie kadry ze Stanów Zjednoczonych w marcu w Zakopanem, był trzeci w biegu zjazdowym, co świadczy o jego dużej wszechstronności jako narciarza. Był bardzo dobrym skoczkiem, choć w locie, jak widać choćby z zachowanych fotografii, latał w powietrzu szeroko prowadząc swoje deski z mocnym załamaniem w biodrach. Za to sędziowie lubili wówczas odejmować punkty. Naśladował, jak wówczas czynili wszyscy polscy skoczkowie, styl braci Ruud z Kongsbergu. W 1938 r. pobił rekord Krokwi skokiem na 76,5 m (wcześniejszy rekord - Reidar Andersen - Norwegia - 76 m) Wielkim sukcesem Andrzeja Marusarza był start w Narciarskich Mistrzostwach Świata FIS rozegranych w Zakopanem (1939). W biegu złożonym (kombinacja klasyczna) zajął doskonałe czwarte miejsce. W protokołach klubu czytamy: "W konkursie skoków do biegu złożonego o Mistrzostwo Świata, pierwsze miejsce uzyskał Stanisław Marusarz (73,5 m i 71,5 m), trzecie Andrzej Marusarz (64 i 65 m) - zawodnik ten pokazał "lwi pazur" i potwierdził tę ocenę w kombinacji norweskiej o mistrzostwo świata uzyskując czwarte miejsce w ogólnej klasyfikacji jako pierwszy z Polaków". Był to największy sukces polskiego narciarstwa na zawodach FIS w 1939 r., warto dodać, że niedużo brakło Polakowi do brązowego medalu. 19 lutego 1939 r. w otwartym konkursie skoków na Krokwi Andrzej Marusarz był 15., ze skokami o długości 71,5, 71 m i notą 200,7 pkt, a w biegu na 18 km był 55. W czasie wojny ruszył na morskie szlaki. Mimo że płynąc na transatlantyku "Ile de France" do Nowego Jorku w roku 1932 przyrzekał, że na statku jego noga więcej nie postanie, nie dotrzymał słowa i lata wojny spędził na morzu, w alianckich konwojach (jako marynarz). Trzeba podkreślić, że był gorącym patriotą, który walczył z niemieckim najeźdźcą przez pełne 6 lat wojny na morzach i oceanach świata. Dwa, a może nawet trzy razy statki, na których płynął, uległy storpedowaniu.
Potem wrócił do kraju i zajął się pracą z młodzieżą, i jak wspominają narciarze SN PTT, opiekował się młodymi chłopakami jak ojciec, sprowadzał dla nich smary, smarował deski i doradzał. Na treningi z dziećmi zabierał zawsze do skórzanej torby zwoje kiełbasy, gdyż, jak mawiał, głodne dzieci w biegach nic nie osiągną. Dzieci z podtatrzańskich wsi czasami nocowały także w jego domu, by rano od razu iść na trening lub startować w zawodach. Na treningi dojeżdżał na motorze. Zajmował się też organizacją motocyklowych Rajdów Tatrzańskich. Po śmierci żony opiekował się przede wszystkim dziećmi. Stan zdrowia Andrzeja pogarszał się, zwlekał jednak z operacją serca i zmarł 3 października 1968 roku. Miał zaledwie 55 lat. Został pochowany na Pęksowym Brzyzku. Tak dokonało się życie kolejnego z "tatrzańskich diabłów", jak dawniej pisano o zakopiańskich narciarzach, piękne życie Andrzeja Marusarza, dzielone między rodzinę, narty, morze i góry. W przyszłym roku minie 40. rocznica Jego śmierci.
WOJCIECH SZATKOWSKI