Głośna muzyka nie przeszkadza naszemu mistrzowi.
- Tak wspaniałego konkursu nie było jeszcze na Wielkiej Krokwi. Pomagała wam pogoda, wiatr - zapytałem po sobotnim konkursie Adama Małysza.
- Po próbnej serii jury podniosło rozbieg o dwie belki. Wcześniej wiało z tyłu, potem zrobiła się cisza, a nawet lekko podwiewało z przodu, a to na skoczni robi ogromną różnicę w metrach. W drugiej serii początkowo zawodnicy mieli gorsze warunki, najlepsi znowu lepsze. I dlatego konkurs był tak piękny.
- Co dodawało Panu skrzydeł?
- Kibice, rywale i... małe lwy, które towarzyszyły na konferencji prasowej Generali (piszemy o tym wyżej). Nasi fani jak zawsze byli niesamowici, ale najpiękniejsze jest to, że dopingowali nie tylko mnie, ale także moich rywali.
- Napędza Pana także Morgenstern?
- Oczywiście! Trener Lepistoe zawsze mówi, że mocni konkurenci wyzwalają w człowieku dodatkowe siły. My z Thomasem jesteśmy rywalami na skoczni, ale choć jesteśmy z innych krajów stanowimy równocześnie jakby jeden team, skaczemy przecież także dla Red Bulla.
- Co Pan czuł, kiedy siedział na belce przed ostatnim skokiem. Przed momentem Morgenstern skoczył bardzo daleko, musiał Pan też poszybować w granicach 132-133 metrów, by wygrać. Były szalone nerwy?
- Pomaga doświadczenie i publiczność. Wiem, że kiedy siedzę na belce ciąży na mnie wielka odpowiedzialność, Polacy chcą, żebym wygrał. Powiem szczerze, to mobilizuje.
- Zaraz po konkursie przeskoczył Pan bandę i podbiegł do córki i żony. Co Panu powiedziała Karolina?
- Nic! Ona była zaszokowana bawiła się w fotoreporterkę, robiła zdjęcia. Nic z siebie nie wydusiła.
- Za pierwszy skok cała piątka sędziów dała Panu notę po 19,5 punktu. Skok rzeczywiście w Pana odczuciu był prawie idealny?
- Zawsze chciałoby się skoczyć lepiej, ładniej.
- Skąd taka eksplozja formy w ciągu 24 godzin. W piątek skoki były dobre, w sobotę fenomenalne. Po przyjeździe do Zakopanego mówił Pan, że jesteście w fazie ciężkiego treningu, co może wpływać na formę...
- Raz skacze lepiej, raz gorzej. Dzisiaj wszystko było okay. Takie są skoki, niczego nie da się w nich zaplanować.
- Nie przeszkadza Panu bardzo głośna muzyka pod skocznią. Tutaj jest jak w dyskotece...
- To coś niepowtarzalnego! Koło naszych szatni są zainstalowane głośniki, więc jest straszny huk. Budami, w których siedzimy aż kołysze, ale mnie taka muzyka dodatkowo napędza. Koledzy są podobnego zdania, Morgenstern prosił tylko spikera, żeby jeszcze głośniej zapowiadał jego nazwisko.
- Jest szansa na przegonienie Morgensterna w klasyfikacji generalnej Letniej GP i wygranie po raz czwarty tej rywalizacji?
- Morgenstern jest w wyśmienitej formie, ale ja na pewno nie zrezygnuję z walki o pierwszą lokatę.
- Nie jedziecie teraz obaj do Hakuby...
- Tak zadecydowali nasi trenerzy. Zadecydują zatem dwa ostatnie konkursy w Klingenthal i Oberhofie. Ja na nie pojadę na pewno, Thomas miał jechać tylko do Klingenthal, ale namawiam go, by nie odpuścił Oberhofu (śmiech).
- Nie będzie Hakuby, co będzie Pan porabiał przez najbliższy miesiąc?
- Mamy w planie zgrupowania najpierw w Austrii potem w Zakopanem.
- Cieszy Pana dobra postawa innych naszych zawodników, 10 miejsc w czołowej "30"- to dobry wynik.
- Chłopcy naprawdę fajnie poskakali. Jest potencjał, mamy grupę bardzo utalentowanej młodzieży. Chciałbym, abyśmy doczekali się mocnego zespołu, a stale 4-5 naszych skoczków wchodziło do finału.
Rozmawiał:
Andrzej Stanowski