Prokuratura Rejonowa w Zakopanem nie rozpocznie śledztwa w sprawie wypadku czeskiego skoczka Jana Mazocha, który miał miejsce w czasie ostatniego Pucharu Świata w skokach narciarskich. Zawodnik w wyniku tragicznego upadku podczas skoku doznał wielopunktowych uszkodzeń mózgu i trafił do zakopiańskiego szpitala, a następnie do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Krakowie. Tam został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.
- Prokuratura, po wstępnej analizie zgromadzonego materiału dowodowego w postaci wydruków pomiaru wiatru w czasie zawodów, planów zabezpieczenia medycznego obiektu, a także protokołu powypadkowego podjęła decyzję o umorzeniu postępowania - poinformował wczoraj zastępca prokuratora rejonowego Stanisław Staszel.
Wstępne postępowanie było prowadzone w dwóch kierunkach - spowodowania ciężkich obrażeń ciała Mazocha i narażenia jego życia i zdrowia na niebezpieczeństwo w czasie transportu karetką do kliniki w Krakowie.
- Jeżeli chodzi o pierwszy zarzut, stwierdziliśmy, że jest to ryzyko wpisane w ten sport. Zawody były w pełni profesjonalne, a skocznia bardzo dobrze przygotowana. Zdarzenie nastąpiło więc w skutek błędu skoczka - tłumaczy prokurator Staszel.
Co do zarzutu o narażenie na niebezpieczeństwo w czasie transportu zakopiańska prokuratura uznała, że decyzja o transporcie rannego karetką była uzasadniona. - Najbliższy śmigłowiec, który mógł przewieźć skoczka do Krakowa stacjonował w Warszawie. Czas jego dotarcia do Zakopanego, a potem do Krakowa byłby o wiele dłuższy niż transport karetką. Dlatego decyzja lekarzy była jak najbardziej zasadna - wyjaśnił Stanisław Staszel. Obecnie stan skoczka jest zdecydowanie lepszy. Jan Mazoch porusza się już o własnych siłach.
(łb)