Nad dyrektorem Pucharu Świata w skokach narciarskich Walterem Hoferem zebrały się ciemne chmury. Spadła na niego fala krytyki po dramatycznym upadku Czecha Jana Mazocha podczas sobotniego konkursu w Zakopanem.
Bardzo ostro wypowiadają się zawodnicy i trenerzy. Thomas Morgenstern: - Konkurs należało przerwać dużo wcześniej. Ja kilka razy siadałem na belce, a potem mnie z niej ściągano. Byłem już u kresu wytrzymałości psychicznej. Przypominał mi się mój upadek w Kuusamo.
Trener Norwegów Mika Kojonkoski: - Wiatr jest nieodłączną częścią konkursów narciarskich. Ale musi istnieć jakaś granica, której przekraczać nie wolno. W sobotę w Zakopanem warunki były bardzo niekorzystne. Podobnego zdania jest trener Austriaków Alexander Pointer: - To było igranie ze zdrowiem zawodników.
Walter Hofer od kilku lat rządzi skokami narciarskimi. Na pewno ma spore zasługi dla tej dyscypliny sportu, w ostatnich latach udało się ściągnąć licznych sponsorów, zainteresować skokami staje telewizyjne. Nie zawsze jednak Hofer panuje nad sytuacją. Przed trzema laty głośna była sprawa kombinezonów skoczków austriackich. Szyli je za szerokie, krok znajdował się prawie między kolanami, przez co zwiększała się powierzchnia nośna skoczka. Trwało kilka miesięcy zanim FIS uporządkowała sytuację.
Bywa, że FIS i Hofer uginają się pod presją sponsorów i telewizji. Niektóre konkursy są przeprowadzane na siłę, aby tylko zadowolić organizatorów i reklamodawców.
Tak było przed trzema laty w Kuusamo, gdzie Hofer dopuścił do konkursu podczas bardzo silnego wiatru. Młody wówczas Morgenstern wykonał salto w powietrzu i runął na plecy i głowę. Wyglądało to makabrycznie, jeszcze gorzej niż upadek Mazocha. Gdyby wtedy Morgenstern odniósł poważną kontuzję (skończyło się tylko na potłuczeniu), Hofer prawdopodobnie straciłby pracę.
W tym sezonie, to prawda, że szalonym, bo pogoda krzyżuje co chwilę szyki organizatorom, Hofer też nie popisał się. W pierwszym konkursie, w znowu feralnym Kuusamo, nakazał rozgrywanie konkursu podczas mocnego wiatru. Wiatr nosił zawodników, pierwsza seria była absolutną loterią, Małysz znalazł się na 34. miejscu, Ahonen na 55. Prowadził Fin Lappi i on ostatecznie uznany został za zwycięzcę, bo drugiej serii, na szczęście, nie rozgrywano. Ale wyniki były całkowicie wypaczone.
Teraz w Zakopanem było podobnie. Wiatr cały czas rządził na skoczni, co najgorsze - wiał z różnych stron, raz w plecy zawodnika, raz pod narty. Toteż wyniki pierwszej serii były jeszcze bardziej sensacyjne niż w Kuusamo. Zwycięstwo Słoweńca Roka Urbanca, który do tej pory w PŚ najwyżej był na 17. miejscu (!), uznane zostało za największy fuks ostatniego 10-lecia.
Walter Hofer lubi pokazywać się w telewizji, w Zakopanem chwytał za łopatę, którą udeptywał śnieg na wybiegu. Nosił numery zawodnikom. To wszystko pokazywała telewizja, a widzowie mieli zapewne pomyśleć: patrzcie, jakiego mamy dobrego dyrektora Pucharu Świata.
Ale nie pomogą medialne kruczki, Walter Hofer i FIS muszą sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: w jakim kierunku chcą rozwijać skoki? Czy mamy mieć do czynienia z imprezą sportową czy wielkim show, w którym życie, zdrowie zawodnika schodzi na plan dalszy?
I druga sprawa: pieniądze w sporcie są potrzebne, tego nie neguję, ale nie możemy mieć do czynienia z dyktatem sponsorów i telewizji. Niedzielny konkurs w Zakopanem można było próbować przesunąć o kilka godzin (jest przecież na Wielkiej Krokwi oświetlenie), jednak telewizja mówiła "nie".
Walter Hofer na razie zręcznie lawiruje. Ale w końcu musi zająć jasne stanowisko.
ANDRZEJ STANOWSKI