Puchar Świata biathlonistów: popisy Bjoerndalena, w sprincie 8. miejsce Polaka
Ósme miejsce w sprincie, dwunaste w biegu ze startu wspólnego - nie są to może wyniki oszałamiające, ale i tak składają się na najbardziej udaną dla Tomasza Sikory sesję Pucharu Świata w tym sezonie.
To o tyle istotna wiadomość, że poprawę formy Polaka - podczas zawodów w niemieckim Ruhpolding - zaobserwowaliśmy na trzy tygodnie przed mistrzostwami świata (3-11 lutego w Anterselvie). Sikora jeszcze we wrześniu podkreślał, że poza tą imprezą nic innego tej zimy tak naprawdę się dla niego nie liczy. W biegach pucharowych dotąd nie błyszczał; w sobotę po raz pierwszy - w dziesiątym już starcie od początku sezonu - zdołał uplasować się w czołowej "dziesiątce".
O tym, że Sikora jest mocniejszy niż w poprzednich tygodniach, mogliśmy przekonać się już w czwartek, gdy w sztafecie uzyskał najlepszy czas na swojej zmianie. Dwa dni potem w sprincie też biegł szybko (12. wynik na 10-kilometrowej trasie), a na strzelnicy wykorzystał znakomite warunki i - podobnie jak 23 innych biathlonistów - nie popełnił ani jednego błędu.
Niedzielny bieg ze startu wspólnego (na 15 km) pan Tomek zaczął spokojnie - po niespełna 2 kilometrach był 21., tracąc do prowadzącego Ole Einara Bjoerndalena sporo, bo 20 sekund. Po pierwszym strzelaniu Sikora wspiął się na miejsce 12., a po drugim (oba bez karnych rund) był już piąty. W tym momencie miał zaledwie 13 sekund straty do Bjoerndalena.
To był jednak trochę za szybki bieg dla Polaka. Na następnych okrążeniach nieco zwolnił, wysoką pozycję stracił jednak z innego powodu - w obu próbach strzeleckich w pozycji stojącej zaliczył po jednym "pudle". Po trzecim strzelaniu spadł na miejsce dziewiąte, po czwartym na 11. Na mecie zameldował się dwunasty, 1 minutę i 25 sekund po Bjoerndalenie.
Norweg prowadzenia w tym biegu nie oddał nawet na chwilę. Strzelał bezbłędnie, a biegł tak, jak zwykle - nic więc dziwnego, że wygrał z przewagą prawie 50 sekund nad swoim młodszym o 11 lat rodakiem (rocznik 1985) Emilem Hegle Svendsenem.
Popisem Norwegów był też sobotni sprint. Zajęli trzy pierwsze lokaty, zwyciężył oczywiście Bjoerndalen. "Król biathlonu" powrócił po tym wyścigu na należne mu miejsce - lidera klasyfikacji Pucharu Świata. Po niedzielnych zawodach ma w dorobku już 71 wygranych w pucharowych zawodach i coraz większe szanse na pobicie absolutnego rekordu innego wielkiego sportowca ze Skandynawii - Ingemara Stenmarka. Słynny szwedzki alpejczyk triumfował w zawodach PŚ 86 razy. 33-letni Bjoerndalen wygrał w obecnym sezonie w siedmiu biegach (z dziewięciu, w których brał udział), a startować zamierza do igrzysk w Vancouver (2010)...
Słabo w Ruhpolding spisał się dotychczasowy posiadacz żółtej koszulki, Niemiec Michael Greis. W sprincie był dopiero 30., w biegu "masowym" dziewiąty. W górę idzie natomiast 4-krotny zdobywca Puchar Świata, Raphael Poiree, który sezon rozpoczął fatalnie. W sobotę był czwarty (najlepszy wśród tych, którzy pudłowali), a w niedzielę wprawdzie nieco niżej - ósmy, ale po znakomitym biegu (uzyskał najlepszy czas, miał jednak 4 niecelne strzały).
(BOCH)