Praca sędziego jest bardzo odpowiedzialną. Od sędziów orzekających noty za styl skoczka bardzo dużo zależy. Zarówno sukces, jak i niepowodzenie w konkursie. Ładne lądowanie, "telemark", spokój we powietrzu i styl, płynne wyjście skoczka z progu - wszystko to daje wysokie noty sędziowskie. Natomiast przeciwnie: złe wybicie z progu, lądowanie na dwie nogi, niespokojny lot - powodują obniżenie not sędziowskich. Obok sędziów orzekających na skoczni ważni są także sędziowie długościowi. Sędziowie orzekający i długościowi są bohaterami tego artykułu.
Na I ZIO w Chamonix (1924) kroniki narciarstwa zanotowały trzech sędziów, natomiast na V ZIO w St. Moritz w Szwajcarii, po raz pierwszy w historii, sędziowało w olimpijskim konkursie skoków 5 sędziów. Do tego czasu, a wiec od Chamonix (1924) do Garmisch-Partenkirchen (1936) sędziowało tylko 3. Ich noty były ostatecznymi (obecnie odcina się 2 noty skrajne). Od początku wprowadzono noty za styl, a w 1932 r. na ZIO w Lake Placid w Stanach Zjednoczonych wprowadzono znane nam powszechnie noty za styl np. 18, 19 punktów i inne. Najwyższą notą jest jak wiadomo wymarzona nota 20 punktów - "dwudziestka". Pierwszym skoczkiem, który otrzymał dwie noty po 20 punktów (na 3 możliwe noty sędziowskie) był norweski skoczek z Kongsbergu, Birger Ruud, który podczas Mistrzostw Świata w Oberhofie (15. lutego 1931 r.) otrzymał za skoki o długości 56,5 i 58 m 2 noty po 20 punktów, co biorąc pod uwagę ówczesne sędziowaniem (bardzo rygorystyczne) było swoistym wyróżnieniem za styl dla Norwega. Polacy na tym tle prezentowali się nieźle. I tak Stanisław Marusarz na MŚ w Zakopanem 1939 otrzymał od sędziów noty za styl po 17,5, 17, 18,5 pkt, czyli stosunkowo dobre. Zdarzały się wtedy sędziom pomyłki, gdyż np. na MŚ w Lahti w 1938 r. Marusarz przegrał zawody z Asbjoernem Ruudem o 0,3 punktu, mimo skoków w sumie o 5,5 m dłuższych, zaważyły właśnie noty za styl. Dzisiaj coś podobnego nie mogłoby się zdarzyć.
A jak sędziowie długościowi oznaczali kiedyś długość skoku? Wzdłuż zeskoku, mniej więcej co 2-3 metry, ustawiali się sędziowie długościowi, trzymający w rękach długie na 3-4 metry bambusowe tyczki. Obserwowali oni skoczka w locie. W miejscu lądowania kładli tyczkę na śnieg, i w ten sposób odznaczali długość skoku. Oczywiście nie było to tak precyzyjne jak obecnie, gdy w powszechnym użyciu podczas zawodów najwyższej rangi, np. Pucharu Świata w skokach narciarskich FIS są komputery i podgląd wideo, i zdarzały się pomyłki. Co jakiś czas zawodnicy mówili "ile ujęto im metrów". Pomiar komputerowy wykluczył pomyłki, ale nie do końca. I tak np. na jednych z zawodów komputer został zaprogramowany na skoki do 130 m, a japoński zawodnik Masahiko Harada przekroczył tę odległość i... komputer po prostu zgłupiał! I skok okazał się ... za krótki! Tak samo było z pomiarem skoku Piotra Fijasa w Planicy w 1987 r. kiedy osiągnął on 194 m - nowy rekord świata. Obecnie sędziowie odległościowi pełnią funkcje pomocnicze, ale są zawsze na zawodach... gdyby maszyny zawiodły. Nasz ekspert, Władysław Gąsienica-Roj z Zakopanego, tłumaczy jak w czasach nam współczesnych wygląda sędziowanie i pomiar odległości na zawodach PŚ: - Na zawodach najwyższej rangi: zimowych igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i PŚ wprowadzono wideopomiar, tj. zamontowane są na skoczni 2 kamery, które obejmują swym zasięgiem rejon, gdzie lądują skoczkowie. Do tego mają podłączoną specjalną "siatkę", dzięki której można precyzyjnie podać odległość skoku i na podstawie tych kamer podawana jest długość. Na zawody zawsze jednak idą sędziowie długościowi, bo wiadomo, maszyna może nawalić - ludzie nie. Komputerom też zdarzały się już w historii PŚ wpadki, były pomyłki nawet o 30 metrów (2-3 razy). Dlatego ludzie nadal będą potrzebni, bo jest potrzeba by tak było. Potrzebni są także sędziowie orzekający i ich zdanie się liczy. Na razie zmian, w tym zakresie, nie będzie - dodaje.
W FIS pojawiły się tendencje, aby nie dawać już not za styl i liczyć ma się tylko odległość skoku. Wtedy sędziowie orzekający zostaliby wyeliminowani. Na razie propozycje te nie znalazły uznania w Komisji Skoków FIS, na czele które stoi Fin Jouko Toermaenen. Tak więc, na razie, nie zanosi się, by w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej FIS zaszły jakieś "rewolucyjne" zmiany w zakresie sędziowania. Przynajmniej do jakiegoś czasu.
Wojciech Szatkowski
Muzeum Tatrzańskie