Wielkie skoki na Krokwi...
19 lutego 1939 r. odbył się otwarty konkurs skoków na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Brali w nim udział znakomici zawodnicy o światowej sławie, Stanisław Marusarz był chorążym polskiej reprezentacji. W biegu do kombinacji Marusarz zajął dopiero 89 miejsce, co było wielkim rozczarowaniem dla działaczy i publiczności, ale za to zwyciężył w skokach i w kombinacji norweskiej zajął 7 miejsce. Andrzej Marusarz był czwarty. Najważniejszy dla Marusarza był otwarty konkurs skoków na Wielkiej Krokwi. Wszyscy liczyli na zwycięstwo Polaka, na rewanż na Norwegach za Lahti. Stanisław Marusarz był dlatego pod wielką presją działaczy i publiczności. Mimo kontuzjowanej ręki postanowił dać z siebie wszystko. Stanisław Marusarz wspomina:
Stanąłem wreszcie na rozbiegu. Podniecenie wywołane nieustannym dopingiem i napięcie przy pracy na Krokwi, z którego jeszcze nie zdążyłem ochłonąć, kazały zapomnieć o kontuzjowanej ręce. Ból dotarł do mojej świadomości dopiero po wyjściu z progu, odbiłem się dawnym sposobem, przy czym prawą ręką wykonałem pełniejsze ruchy, lewa zaś zdobyła się tylko na jakieś anemiczne gesty. Po prostu brakowało mi w niej siły. Zszedłem z linii lotu na prawą stronę i miałem trudności z lądowaniem, automatycznie skróciłem skok o pięć, sześć metrów....
Niefortunny skok w pierwszej serii dał mi tylko siedemdziesiąt cztery metry. Moje szanse na zwycięstwo, podobnie jak Birgera Ruuda zostały bez wątpienia przekreślone. Rozczarowana publiczność przyjęła skok niezwykle chłodno. W drugiej serii Bradl miał tylko siedemdziesiąt sześć metrów. Natomiast pięknym skokiem popisał się Birger Ruud osiągając osiemdziesiąt jeden i pół metra, co było nowym rekordem Krokwi. I oto moja kolejka w drugiej serii. Czułem się bardziej rozluźniony, napięcie nerwowe zmalało, przypomniała mi się kontuzjowana ręka. Toteż wychodząc z progu - trochę podświadomie, a trochę z rzeczywistej obawy przed bólem - zastosowałem styl z rękami trzymanymi przy ciele. Uzyskałem siedemdziesiąt osiem i pół metra, drugą długość w tej serii i dzięki temu wywalczyłem w niej drugą lokatę. Dało mi to ostatecznie piąte miejsce, w pierwszej serii byłem czternasty. W konkursie zwyciężył Bradl przed Birgerem Ruudem[6].
Dało to Marusarzowi piąte miejsce. Warto dodać, że uwagę publiczności skupiał nie tylko on. Jan Kula, siedemnastoletni skoczek z Zakopanego był kolejną sensacją skoków na Wielkiej Krokwi.
Jan Kula - 17 letni skoczek, sensacją skoków na FIS 1939....
Kula startował w barwach SN PTT Zakopane i był przyjacielem Stanisława Marusarza. Jan Kula, skaczący w barwach klubu SN PTT Zakopane, ukończył wtedy 17 lat i był najmłodszym skoczkiem zawodów i swego rodzaju rewelacją. Pisano o nim jako o "cudownym dziecku polskich skoków narciarskich" i "objawieniu sezonu". W czwartkowym treningu przed oficjalnymi zawodami narciarskimi ten młodziutki skoczek osiągnął fenomenalną odległość aż 85,5 metra (co było nowym, chociaż nieoficjalnym, rekordem Wielkiej Krokwi - W.S) i skakało mu się, jak wspominał, świetnie. Niestety ta szczęśliwa passa skończyła się następnego dnia, kiedy to po skoku na 79 metrów wywrócił się nagle na zeskoku i połamał swoje skokówki. Drugich nart skokowych nie było. Wtedy pospieszył mu z pomocą wspaniały producent nart "zubków" i przyjaciel narciarstwa - Stanisław Zubek i na sobotę przygotował Kuli nowe skokówki. Kula otrzymał je jednak dopiero w sobotę wieczorem i nie zdążył, niestety, należycie na nich potrenować i "oswoić" się z nowymi nartami. Jan Kula wspomina: - dostałem znakomite norweskie hickorowe narty. Co prawda trochę za długie i ciężkie, bo o odpowiednich do mojej wagi i wzrostu trudno było wówczas myśleć, gdy chodzi o sprzęt najwyższej klasy. Ale skakało mi się na nich naprawdę świetnie. Niemal za każdą próbą biłem życiowe rekordy. Dziennikarze piali z zachwytu - "a to sensacja, a to numer, kto wie, może właśnie on... W piątek jak grom z jasnego nieba spada na mnie nieszczęście - w ostatnim treningowym skoku w piątek, na dwa dni przed niedzielnym konkursem, łamię obie deski. Jestem niepocieszony - rezerwowego sprzętu brak. Chyba z mojego debiutu nic już nie wyjdzie! Ale nie, niespożyty Stanisław Zubek w ostatniej chwili na dwie godziny przed startem przywozi mi nowiutkie skokówki ze swojej wytwórni. Nie ma nawet czasu ich wypróbować, trzeba natychmiast iść na rozbieg. Zdenerwowanie daje niestety o sobie znać. Skoki nie wychodzą mi tak jak na treningach - Staszkowi Marusarzowi też się zresztą nie wiedzie, zajmuje dopiero piąte miejsce - plasuję się na dalszej pozycji[7].
Zdarzały się podczas konkursu sytuacje naprawdę komiczne. I tak Niemiec Franz Aschenwald upadł w czasie skoku na 71 m. Do leżącego na zeskoku narciarza podbiegli członkowie Pogotowia, odpowiedzialni za bezpieczeństwo podczas zawodów. Prawie nieprzytomnego zawodnika wsadzono do toboganu, ale nagle Niemiec zerwał się i biegiem uciekł z zeskoku skoczni, co wywołało uciechę i salwy śmiechu wśród widowni. Skakała czołówka światowych skoczków z braćmi Birgerem i Asbjornem Ruudami, którzy byli zdecydowanymi faworytami konkursu, Norweg Kongsgaard, doskonały Josef Bradl, Austriak z Bischofshofen, startujący wtedy w barwach Niemiec, rekordzista świata z Planicy (1936 r.) i wiele sław światowego narciarstwa. Konkurs skoków zgromadził tysiące ludzi: - od wczesnego ranka pociągami, samochodami i autobusami poczęły do Zakopanego zjeżdżać nienotowane dotychczas tłumy publiczności, która długimi korowodami spieszyła w stronę stadionu narciarskiego[8].
Skocznia została wspaniale udekorowana. O pechu w pierwszej serii mógł mówić mistrz olimpijski z Garmisch-Partenkirchen (1936) Birger Ruud, skaczący z numerem 5 na odległość 72 m, co okazało się za mało. Norweg Kongsgaard "wyciąga" na Krokwi 76,5 m. Niemiec Bradl skacze jeszcze dalej, bowiem na 80 m, co jest nowym, oficjalnym rekordem Krokwi. W drugiej serii jeszcze o 1,5 metra dalej poleciał mistrz Birger Ruud, co po zsumowaniu wyników dało mu wysoką 2 pozycję. Stanisław Marusarz był zdecydowanym polskim faworytem tego konkursu, tym bardziej, że przecież skakał u siebie, na ukochanej Krokwi. Stało się jednak inaczej i Marusarz po skokach (74 i 76,5 m) zajął 5 pozycję.
[6] S. Marusarz, Na skoczniach, s. 81-82.
[7] Krzysztof Blauth, Kłaniajcie się Kulom, art. ze zbiorów p. Jana Kuli
[8] Z: Kuriera Sportowego z 21 lutego 1939 r, art: Wspaniałe zakończenie mistrzostw Świata w Zakopanem.