Na Kasprusiach konflikt trwa od ponad roku. Spółdzielnia żąda zapłaty za dojazd do domu. Radni chcą ukarać spółdzielnię i odebrać jej prawo do terenu.
Rodzinie Krzeptowskich z Zakopanego po wojnie państwo zabrało ziemię. Wybudowano na niej spółdzielcze bloki. Teraz spółdzielnia domaga się od byłych właścicieli... zapłaty za przejazd drogą osiedlową, którą dojeżdżają do swojego domu. - To przekracza wszelkie normy moralne i przyzwoitość! - krzyczą miejscy radni. Sytuacja bowiem przypomina sceny z filmu „Alternatywy 4".
Od co najmniej roku pani Maria Krzeptowska, mieszkająca w jednorodzinnym domu na Kasprusiach, otoczonym blokami, interweniuje u władz miasta. Najpierw nie godziła się na postawienie bramy na drodze dojazdowej do kilku tamtejszych bloków oraz jej domu. Argumentowała swój sprzeciw tym, że utrudnia to jej rodzinie życie, bowiem prowadzi w domu wynajem pokoi i nie zawsze jest ktoś w domu, aby otworzyć turystom pilotem bramę.
Kilka dni temu znowu do gminy przyszło pismo Marii Krzeptowskiej, w którym skarży się na działania spółdzielni mieszkaniowej.
- Spółdzielnia chce zapłaty za przejazd drogą, która kiedyś należała do naszej rodziny i została jej zabrana, na naszej starej drodze zaś obecnie stoją bloki mieszkalne - wyjaśniała Maria Krzeptowska.
Stanowisko spółdzielni oburzyło radnych z komisji ekonomiki. - Byłoby wskazane zastosować jakiś nacisk ze strony gminy, by przywołać spółdzielnię do porządku, żeby zaczęła się przyzwoicie zachowywać - stwierdził radny Jerzy Zacharko. - Tym bardziej że wszyscy pamiętamy obietnice składane przez prezesa spółdzielni. Powiedział z mównicy, że pozytywnie załatwi sprawę.
Okazuje się, że grunt, na którym wytyczona jest droga dojazdowa, jest gminny i został oddany spółdzielni w wieczyste użytkowanie. Radni uznali, że skoro spółdzielnia tak się zachowuje, należy ją ukarać i odebrać jej wieczyste użytkowanie ustanowione dla tej działki.
- Burmistrz może to zrobić za zgodą stron lub na drodze sądowej - poinformowała Halina Dyka, naczelnik wydziału geodezji magistratu.
- Radziłbym, aby burmistrz skorzystał ze swoich uprawnień i jeżeli spółdzielnia dobrowolnie się nie godzi, przed sądem odebrać jej wieczyste użytkowanie - stwierdził Zacharko.
Naczelnik Dyka jednak radziła, aby zanim odpowie się na pismo pani Marii, najpierw poczekać na opinię prawną.
Robert Kłak, prezes spółdzielni, podkreśla, że działa zgodnie z przepisami. - Po naszym terenie od 20 lat jeżdżą za darmo i chcieliby tak dalej - tłumaczy. - Ja muszę postępować zgodnie z prawem i postanowieniami rady. A oni nie mają dowodów na to, że to ich ziemia! Spółdzielnia domaga się od Krzeptowskich 1200 zł rocznie za przejazd drogą oraz 3 tys. zł jednorazowej wpłaty.
Halina Kraczyńska