|
Miejsce akcji: Kozi Wierch
Data: Druga połowa września 2009
Wchodzę na Kozi,zmachany jak pies,a tam pełno znawców tematu - głośno rozprawiają o tym jak to weszli o wiele szybciej niż podaje przewodnik,znają wszystkie szczyty dookoła,opowiadają swoje "ciekawe" historyjki o nocowaniu w schroniskach i wymieniają z imienia właściciela,kąpią się w lodowatej wodzie, golą maczetą i myją dupę piaskiem.No i ich nieodzowny atrybut - czyli piwko albo papieros,albo to i to.Łapię drugi oddech,zbieram się w sobie i grzecznie walę do jednego z nich,że tu jest park narodowy i że dym może innym przeszkadzać i czy mógłby zgasić tego papierosa.No i tu wychodzi z nich prawdziwy traper,wędrownik,przyjaciel gór - " a pan to kto,z TPNu hehehe,jak przeszkadza to niech pan odejdzie". Oczywiście przyklaskują mu jego kompani. Mogę powiedzieć otwarcie,że zawsze zwracam uwagę palaczom i 1 na 30 mówi przepraszam,gasi to gówno i sprawa zamknięta.Natomiast reszta zawsze ma jakieś pierwszorzędne wymówki.Żal mi ich,i czasem zastanawiam się czy takiego po piwku który by miał wypadek w górach bym ratował...ale zrobiłbym to jednak bo etyka do tego zobowiązuje. Zmieniać przepisy,nakładać kary,wysłać 1000 strażników - to nic nie da,najpierw muszą zmienić się ludzie.
|