|
Pisałam o Wołowcu wg własnych odczuć i doświadczeń. Mam słabą kondycję i mały lęk wysokości, wybierając trasy dokładnie analizuję każdą z nich. Czytam kilka opisów, żeby wyciągnąć wnioski, oglądam zdjęcia. Wołowiec zdobyłam podczas drugiego pobytu w Tatrach, tak więc musiałam dojść do wniosku, że jest to szlak łatwy technicznie i nie męczący. Dzięki temu, że można sobie podjechać rowerem zaoszczędza się sił i czasu. Trochę mordercze podejście na Grzesia, a potem już tylko granią i podejście na Wołowiec. Cała wycieczka zajmuje ok. 7 godz. z odpoczynkami a widoki ciekawe. Byłam zmęczona, ale na drugi dzień tylko trochę bolały mnie mięśnie i bez problemów weszłam na Sarnią Skałę. Był to mój pierwszy dwutysięcznik. Krzyżne zdobyłam w tym roku (mój dziewiąty pobyt w Tatrach - na przełomie trzech lat), szykowałam się do tej wycieczki długo, zarówno teoretycznie jak i fizycznie, czytałam mnóstwo opisów, wyciągając wniosek: szlak umiarkowanie trudny (Wołowiec - szlak łatwy), obawiałam się czy dam radę kondycyjnie, czasowo ( dlatego w Kuźnicach byliśmy już po 6). Przeszłam Krzyżne bez problemu, zajęło nam to 12 godz. przy trzech pół godzinnych odpoczynkach. Problem zaczął się już na kwaterze, organizm był tak wyczerpany, że przez dwie godziny nie mogłam się ruszać, było mi niedobrze, nie miałam nawet siły się wykąpać. Przeszło ale na drugi dzień dość mocno bolały mnie mięśnie ud i łydek. Rozchodziłam je w Dolinie Kościeliskiej, tylko tyle daliśmy radę zrobić w dniu następnym. Jak dla mnie Krzyżne zdecydowanie trudniejsze, nie ma żadnego porównania z dość łatwo i bezproblemowo zdobytym Wołowcem. Pozdrawiam.
|