|
ja zażywałem gór od ubiegłego piątku przez cztery dni... plany były ambitne ale musiałem nieco zmodyfikować z racji kiepsko zapowiadającej się pogody w sobotę
tak więc w piątek po przyjeżdzie całe popołudnie nad reglami, sarnia dolinki, ogólny lajcik wieczorkiem kwasnica z wkładkom itp itd na grani krupówek :)
sobota z samego rana mozolnie czerwonym z kir na ciemniak, im wyżej tym gorzej, na przemian, z nieba deszcz, grad, snieg, na twardym upłazie nałozyłem na siebie już wszysko co tylko miałem w plecaku, niesttey widoczność niemal zerowa, niestety poddałem się, wiało tak że w podmuchach trzeba było padac na cztery łapy coby nie pofrunąć... do szczytu było ze 20 min. powrót przez tomanową, gdzie niebo zaczęło sie przejasniać, nigdy tędy nie szedłem, widoczki niczego, niczego...
niedziela na słowację... hrebienok i jazda na góre do Terinki, pogoda idealna, trasa piekna, po załatwieniu ubytovania, zwiedzanie okolicy, wieczorkiem mała integracja z innymi przybyszami z polski, winko grzane, piwko, cebulowa z grzankami :) i palulu
poniedziałem pobutka o 6.40 pyszne sniadanko w cenie noclegu i chej-hop pod czerwona ławkę... tam niestey miny zrzedły, sniegu po pas i mocno zmrozony, na lodową przłęcz jeszcze gorzej... krótkie konsultacje przy puszkowym... wracamy, w tatrzańskiej łomnicy pokaźne zakupy ;) i żegnajcie taterki...
sześć godzin później jestem w domu... smutno mi
|