|
Czekając na dalsze uwagi forumowiczów, przeczytaj sobie Chilonie "Wołanie w górach" Michała Jagieły, byłego ratownika, literata etc. /O wypadkach zimowych pod Szpiglasową i na Wołowcu są odrębne rozdziały/.
Miller postraszył Marchwiczną i innymi miejscami schodzenia lawin z Miedzianego, ale po przejściu przełęczy jest chyba jeszcze bardziej niebezpieczne zejście do Piątki, po pochyłości Liptowskich Murów, gdzie na dużej przestrzeni schodzą z Kosturów lawiny na ścieżkę, bez mała prawie na całej jej długości.
W tegorocznej zimie, przy niewielkich opadach od początków września, największe niebezpieczeństwo stwarzają dziś zalodzenia, o tej porze roku - całodzienne w wyższych miejscach. Także na grani Wołowca, skąd nie tak trudno spaść na Słowację, zwłaszcza przy silnym wietrze!.
Doczekasz się i lawin. Chodzenia w rakach wypadałoby się nauczyć w łatwiejszym terenie. Ja w przytoczonych miejscach zimowych wejść nie ćwiczyłem, ale ponieważ w rakach nie chodzę, to zawracałem z paru innych, m.in. nie wszedłem na Krzyżne/od Pańszczycy/, na Kozią, na Zawrat-dwukrotnie, na Rysy od słowackiej strony. Głównie z powodu oblodzeń. Lepiej parę razy zawrócić niż wejść o jeden raz za dużo. Oby nie ostatni.
Ale próbować warto, bo z samej lektury doświadczenia zimowego się nie nabierze. TOPR ma teraz "zastój" w interwencjach, /oby jak najdłużej/, dlatego, że prawie nikt odpowiiednio nieprzygotowany, nie ryzykuje wyżej.
Pozdrawiam
|